życie

pani Lodziu

Formalności – zdjęcia do wpisu!

Wtrącam – fanem foto analogowego nie będę.

kolanka

Podoba mi się imię Lodzia? Lodosława?

Ale ja nie o tym. Nie mówmyż o Lodziach.

Tak teraz się reflektuję, że to trzeci miesiąc, jak nie mogę wziąć się za opisanie moich lipcowych nadmorskich wojaży.

Nie potrafię pisać na zamówienie. Nie umiem pisać laurek, przewodników.

Powiem tylko (albo przypomnę), że Gdańsk trzecim najlepszym, najfajnieszym miastem Polski jest. Zaraz za Białym i Warszawą. Na czwarte miejsce wpłynęła Łódź.

Na szerokie wody mnie weź,
jak woda tu wpłyń, wpłyń na mnie

Zanim o Łodzi.

Od jakiegoś czasu chodzi za mną Frutti Di Mare i ich jedyna płyta zatytułowana Frutti Di Mare. A w szczególności ich przebój Frutti Di Mare.

Także Frutti Di Mare, Frutti Di Mare, Frutti Di Mare.

Coś jak zombi zombi zombi, bo człowiek człowiekowi wilkiem!

Co do zespołu. Muzyka fajna.Prosta, rockowa, z pazurem, z elementem punk rocka albo ska.

Wokalista Marek to mój ostatni nauczyciel języka angielskiego. Mieliśmy lektoraty w Banku. Business English. „Hej, kto chce się dowiedzieć,jak jest zbudowana gitara?“ Marek był mało zorientowany na biznes angielski.

Także ciężko powiedzieć, czy nauczyciel, bo chyba niczego nas Marek nie nauczył. Ale dobry miał akcent, skubany! W wieku lat 13 wyjechał do Kanady na 10 lat. Zdążył jeszcze łyknąć akcent.

Fajnie.

Także muzyka fajna. Z tekstami gorzej. Poziom gimnazjum w większości.

Zespół się rozpadł. Niektórzy członkowie mieli przygodę z zespołem Lao Che przy nagrywaniu ich płyt.

Marek aka NutCane nagrał rewelacyjną wersję piosenki zespołu Joy Division pt. „Colony“. Udzielił się też w duecie śpiewając „Autobus“ z Oksaną Prędko.

Tyle o Lodzi, Gdańsku, muzyce.

Czas na Łódź.

Światło! Nosisz je w sobie

 

Light Move Festival odbył się w ten weekend. Pamiętam wstecz, jak ówczesna pani inż. ze Szczecina pisała o tym wydarzeniu.

W tym roku kolega fotograf z Instagrama Marcin powiedział, że się wybiera. Jupi! Co za okazja. Paniom profesor odwiedzę, spotkam! I tak było.

Marcin z jeszcze jakąś koleżanką z Instagrama się spotkał i we czwórkę festiwalowaliśmy się. Koleżanka okazała się być miłą Kamilą. Także w miłym towarzystwie zawsze miło.

Teraz mi się pyś uśmiecha. Poprosiłem naszego foto mistrza, żebyśmy sobie we czórkę zdjęcie zrobili, Na długim czasie, z samowyzwalaczem.

Marcin trochę nosem kręcił, że się boi o sprzęt. Ale przecie takie miłe towarzystwo. Nikt nie kradnie. A milion osób snujących się Piotrkowską na pewno nie zwróci uwagi na drogi sprzęt. Bo przecie na kulturę świetlną przyszli, a nie na kradzież aparatów.

Marcin ustawia, nakręca, przestawia, a ja, jak to ja, mówię do dziewczyn, że jak tylko mistrz foto zacznie do nas iść, to my uciekamy z kadru. Ale miał głupią minę na zdjęciu. Konfuzja (?), konfudacja (?), skonfudowanie (?) 10.

konfuzja

Eh, ja i te moje pomysły.

Festiwal ciekawy, fajny. Ludzi od groma. Myślę, że coś pod 100 000. Eh, i Arturka od pizzy z Radości spotkaliśmy. Z jego szanowną małżonką Anią i ich sznownym dzieciątkiem.

Pani profesor zabrała nas do cerkwi (rewelacyjny szoł świetlny) i na dworzec Łódź Fabryczna. Tam też tłok, tyle tylko, że ten tłok robiło ok. 20 osób. Gmaszysko przeogrmne i puste. Teraz, z okazji festiwalu, kilka osób więcej.

Ta stacja nie jest połączona. Pociąg przyjeżdża i koniec. Odjazd.

Na Placu Wolności też bardzo ciekawy pokaz. Niesamowity efekt, świetna realizacja. Na budynku muzeum nakładane były różne maski, o różnej stylistyce. Ale każda pasowała do fasady budynku.

Park nas nie porwał. Także festiwal zakończyliśmy w Manu(fakturze). Dziewczyny się rozeszły, a my podjechaliśmy do Stajni Jednorożców na rozmazane zdjęcia tramwajów.

Łódź fajna jest i basta!

To ja pisałem – duszek Maciuszek.

duch

 

 

 

5 komentarzy

Skomentuj P. Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!