podróże,  życie

skyr!

Pictures and Movies

 

Zrzut ekranu 2017-08-27 20.23.24

Zanim zacznę główny wątek, to muszę napisać o co chodziło z wcześniejszym wpisem. Ostatniego dnia wiało i padało, więc zajechaliśmy na lotnisko wcześniej. I na sam przód info – samolot opóźniony o ponad godzinę. To się nudziliśmy, a raczej nerdziliśmy, jak to mówią bąbelki Państwa na K. z Europy. No i kolega zapytał, czemu nie ma odpowiedzi w google’u na pytanie – czy wieloryby pływają w deszczu? Drugi kolega rzekł, że trzeba stronę na ten temat założyć. I tu wszedłem ja, cały na biało. Oświadczyłem, że za chwilę stworzę wpis na ten temat i już. No bo jak się wpisze „bachorlęta“, to od razu google pokazuje stronę mojego bloga. W przypadku tych wielorybów, hmm, coś nie zagrało. Google głuchy na moje wpisy blogowe.

Skyr! Czyli nowe przekleństwo.

Wyraz brzmi złowieszczo, złowrogo. Jak największe przekleństwo. Uszy więdną na sam dźwięk. A jak pasuje do naszego nie gęsiego języka!? Skyr twoja mać albo ty stary skyrze! Toż to poezja. Na sam dźwięk tego słowa druga osoba już drży i się boi. I estymy nabiera.

Na Islandię chcieliśmy już lecieć od jakiegoś czasu. Żeby zorzę polarną (zwaną naukowo aureola boreliosis 🙂) zobaczyć. Żeby, tak jak fiordy, z ręki nam jadła.

Planowanie u Państwa G. połączyliśmy z degustacją pysznych gamburgerów. Piotrek – klasa mięsne bułeczki. Czekamy na kolejne takie nasiadówki. To był maj, pachniała … Białołęka.

Kraj jest mały. Śmialiśmy się, że na Islandii żyje ponad 300 tysięcy ludzi, z czego w samym Rejkiawiku 400 tysięcy. Największa mniejszość? Oczywiście my! Polacy.

Dziwny kraj. Kraj, w którym rzadko się mówi w języku islandzkim, bo wszyscy znają angielski. Kraj, w którym nie musisz gotówki mieć, bo za wszystko zapłacisz kartą. Także kron islandzkich (ISK) w ręku nie trzymaliśmy.

W maju była szybka decyzja i już. Wizzair lata bezpośrednio. Wylot o 18.00, czyli po robocie, bo na Okęcie to przecie rzut beretem. Nie tak jak na Modlin – trzy dni kajakiem. Czas inny na wyspie, więc 18 godzina, plus 4 godziny lotu, minus 2 w pamięci za zmianę czasu i już o 20 byliśmy na lotnisku w Keflavik.

Będę wrzucał ceny, bo niektórzy dociekawiają się co? jak? I tak dalej. Wynajęto auto w Hertz – Qashqai, z opcją „drugi kierowca“ (5 osób, 2 walizki rejsowe (mniejsza i średnia), 1 podręczna, 2 plecaki – daje radę). Koszt ok. 1 000 zł na dzień. No drogo, uprzedzałem.

Od razu pojechaliśmy do pierwszego miejsca – Hveragerði. Po prostu miejscowość oddalona o lekko ponad godzinę od lotniska. Po to tam, żeby rano było blisko, bliżej.

I już mogę powiedzieć, że byłem zauroczony wyspą. Ni to księżyc, ni to Mars! Już z samolotu był zachwyt. A po drodze jeszcze doszły zapachy – H2S albo sama siarka.

Mieszkanie/dom – koszt 260 euro, 3 sypialnie, 1 łazienka, salon z jadalnią i oddzielną kuchnią. Fajne lokum. Ale tylko potraktowane jako sypialnia. Rano już popędziliśmy na pierwsze atrakcje.

Zaskoczeni byliśmy zielonością.

z

W sumie lato. No i dzięki Ci Panie za pogodę. Też nam się poszczęściło. No może z wyjątkiem ostatniego dnia. Ale cóż, nie można mieć wszystkiego.

Na początek uraczyliśmy się wodospadami. Rewelacja! Można było wejść „za wodospad“.

w

Uwaga – trzeba się ubrać p-deszcz, bo wyjdzie się mokrym. Zobaczyliśmy na górze wodospadu ludzi i stwierdziliśmy, że też tak chcemy. Chwilę na lewo od strumienia wody była tabliczka „cośtam cośtam 650 metrów“. Język islandzki bardzo osobliwy, także nie dość, że nie wiemy jak odczytać, to nie pytajcie jak napisać. Cośtam cośtam brzmi dobrze. Foss to chyba wodospad, a sjon to widok. A propos, jest taki zespół z Łodzi Sjon (Nojs od tyłu). Fajnie grają.

Także stwierdziliśmy, że 650 m, to tak jak pół litra na dwóch, czyli nic. I okazało się, że to był drugi, zupełnie inny wodospad. Ukryty, otoczony skałami. Pięknie! Wejście doń, po kamykach, przez wodę.

w2

Pod wodospadem ogromny głaz, na którym można stanąć i zrobić zdjęcie. Ludzi mało (ta informacja ma znaczenie).

I tak od wodospadu, do wodospadu dojechaliśmy do wraku samolotu.

sj

Historia prosta ale straszna. Samolot awaryjnie lądował na plaży. 1973 rok. Na szczęście wszyscy przeżyli. Ale pozostawili wrak, bo po co dźwigać. W ciągu tych 44 lat samolot został pozbawiony wnętrzności, także sobie tam stoi i niesczeje. Ale! Droga do tego wraku jest osobliwa. Wieje, kurzy się, bezkres. Niby 40 minut iścia (3,6 km wg endomondo/google maps). Najlepsze było to, że jak się szło w tej marsjańskiej wichurze, to miało się wrażenie, że ni skyr bliżej się robi. Że cały cas jest daleko, a właściwie, to miejsce się oddala. Ale dotarlim! Wrak, jak wrak. Na szczęście czarna, pusta plaża obok robi piorunujące wrażenie. W drodze powrotnej się nawet trochę przebiegliśmy. Także jakby ktoś pytał, to begam tylko na Islandii.

bp

Zajechaliśmy później do bazaltowych paluszków.

bAza2

Ludzi sporo i radość obcowania z naturą odeszła. Jakiś mądry inaczej próbował nawet wspinać się po sklepieniu jaskini bez żadnego sprzętu. Zdziwił się, że odpadł zrobiwszy pół kroku w górę. Grawitacja działa nawet na Islandii 🙂 Ale nie wszyscy chyba o tym wiedzą.

baza

Fosshotel w Hofn (właściwie: Fosshótel Vatnajökull, Hornafjördur, 781 Lindarbakki, Islandia) – bardzo fajny hotel o cenach dosyć kosmicznych. W barze pracowało sporo naszych i jedna Rumunka. Krajanka uprzejmie zakomunikowała, że zorza jest codziennie! Cel wizyty się ziszczał. Kolega chciał bardzo zoabczyć to zjawisko. No dobra, takie trzy pociągnięcia po niebie widzieliśmy. Tylko takie szare były, nie zielone. No peszek.

Rano pojechaliśmy na plan filmowy ostatnich przygód agenta 007. Ktoś w Hollywood miał sen. Miał być pościg pomiędzy górami lodowymi i skyr! Postawili tamę, laguna się zamroziła i Bond mógł się ścigać. Doczytałem, że Games of Thrones teżtam kręcili. Ale to nie moja bajka. Desinteressement mnie to.

Wycieczka z Panem Samochodzikiem była jedną z lepszych atrakcji (tylko 5 500 ISK = ok. 200 PLN). Drugi największy lodowiec w Europie. Laguna, po której pływaliśmy jest młoda – liczy sobie tylko 87 lat. Także lodowiec topi się dosyć szybko. Nasza amfibia z lądu wjechała do laguny i już mogliśmy podziwiać góry lodowe. W międdzyczasie pan przewodnik wyciągnął z wody 1000-letnią górkę lodową, postukał, popukał i już wszyscy mogli się delektować najczystszą wodą świata.

amf

Za mostem była diamentowa plaża. Pan przewodnik polecił zwiedzenie. Góry lodowe wypływają tam do Atlantyku. Można dotknąć, polizać, objąć, wejść. W tym miejscu doświadczyliśmy przypływu. Człowiek to się uczy całe życie.

aaa

W drodze do Rejkiawiku zahaczyliśmy o jeden szlak na wodospad. Urokliwe, bo zwiedziliśmy małe domki o dachacha z trawnika.

ch_0378

Później przeszliśmy się do wąwozu. 2 km długi, 100 m głęboki.

waw

Taka moja refleksja. Zadepczemy i zniszczymy tę naszą planetę. Ludzie nie respektują piktogramów i napisów „nie wchodzić“, „nie deptać“. Szkoda.

Sam Rejkiawik? Hm. Miasto na 2-3 godziny. Nie dłużej. Można było na ten czas wynająć coś poza stolicą, skoro i tak tam tylko spaliśmy. Ale cóż, czasu nie cofniemy. Mieszkanie wynajeliśmy z AirBnB. 3 sypialnie, duży salon. 1 200 zł za noc za mieszkanie.

rejkiavik 1.jpg

Ale:

– sofa – w plamach. Przepraszam za moją łacinę (pardon my french) – sofa była po prostu ujebana

IMG_0397

– narzuta na sofę – zakurzona, że aż człowiek ma atak kaszlu

– tv i internet nie działa – w sumie to i tak niepotrzebne to było

– mieszkanie jest krzywe. Część wycieczki miała problemy z błędnikiem

– łazienka – koszmar. Deska sklejona taśmą. Prysznic w sumie też. Dopiero na opiniach (nota bene bardzo dobrych) dowiedzieliśmy się, że to Robert w lipcu posklejał. Ogólnie chata syf

IMG_0398

– woda ciepła śmierdzi siarką. Mycie zębów jest ciekawym doświadczeniem

– lokalizacja – muzyka napier… gra głośno do 3 rano, a później ludzie do 5 dyskutują.

Co do AirBnb. 3 razy korzystałem:

– Savannah, Georgia, USA

– Lwów, Ukraina

– Rejkiawik, Islandia

Serwis porażka. Niestety.

 

Podczas pobytu w stolicy zaczęliśmy zwiedzać atrakcje z serii Golden Circle:

– wulkan

Czterogodzinna wycieczka w głąb krateru. Koszt 400 dolarów od osoby. Pani powiedziała, że pogoda niesprzyjająca (nic nie było widać w promieniu kilkunastu metrów), i że raczej słaba to przyjemność. Podziękowaliśmy niestety.

vulcano

Na zdjęciu pogoda jeszcze dobra (ale wiało niemiłosiernie). Na wulkanie już aura była diametralnie inna.

– pęknięcie płyt tektonicznych pomiędzy Eurazją a Ameryką = Þingvellir (Thingvellir)

Od groma ludzi. No szczelina pomiędzy skałami. Także szybko to oblecieliśmy. Można było podziwić letniskową siedzibę premiera Islandii. Domek taki.

plyty

– gejzer Strokkur

Słowo gejzer pochodzi z islandzkiego. Fajnie tryskają. Warto zobaczyć. Tylko jeden był czynny. Co 10 minut strzelał. Inne tylko bulgotały. Temperatura wody 80-100 stopni. Polecam!

gejzer.jpg

– Gullfoss

Potężny wodospad. Jeden nasz wycieczkowicz wybiera się we wrześniu nad Niagarę, to porówna. Żywioł, moc, potęga natury – rewelacja!

gullfoss

W stolicy wykupiliśmy za 10 900 ISK (ok. 350 PLN) rejs 3-godzinny. Podglądanie wielorybów i delfinów. 99% szans. Dzień wcześniej finwala widzieli. Od rana pogoda dziwna – wieje i pada. Rough sea – więc nas przewieźli autokarem z Rejkiawiku do Keflaviku. No cóż, mamy voucher na dwa lata. Wracamy i mamy kolejny kurs za darmo.

whale

Blue Lagoon też nie wypaliło. Niemiłosiernie wiało i padało. Wysiedliśmy z auta, doczołgaliśmy się do przechowalni bagażu i daliśmy sobie spokój. Przecie w taką aurę nikt normalny się nie będzie taplał w kałużach. Ale w drodze do laguny pięknie dawało siarkowodorem! Zgniłe jajeczko.

Islandię polecam! Inny stan umysłu, inny świat. Drogo ale cóż, raz się żyje. Teraz przez kolejnych 5 lat przyjdzie mi oszczędzać.

 

Co do kosztów, to donoszę:

– danie rybne – ok. 4 100 ISK

– piwo w knajpie – 1 200 ISK, aha, uwaga na piwo Gull. Siki. Dobre było Boli, Einstok white ale i pale ale

– kawa – 500 ISK

– zupa – do 2 000 ISK

– skyr z musli – ok. 900 ISK

– bekon, jajka sadzone, zielenina – 1 700 ISK

– paliwo za 1 330 km – ok 17 000 ISK

– gałka lodu w wafelku – 500 ISK

– 3h38min parkingu P1 w Rejkawiku – 1 000 ISK

 

1 000 ISK = ok. 35 zł.

 

Co do kulinariów, to w Rejkiawiku dwa miejsca opiszę po krótce:

– śniadanie w Sandhold Bakari, ulica Laugavegur

Bardzo duże, fajnie wyglądające miejsce na śniadanie. Przeróżne pieczywo można zjeść. Niestety śniadanie niczego nie urywało. A właściwie, to więcej tam raczej nie pójdziemy. Zaleta – czynne od 6.30 rano.

– obiad w Old Iceland Restaurant

Rewelacja miejsce. Pyszne wszystko:

– zupa mięsna (owca) – 1 890 ISK

– shellfish soup – 1 990 ISK

– fish of the day – 3 990 ISK

– ciastko rabarbarowe własnej (matczynej) roboty – 1 690 ISK

– bronks – einstok 0,4 l – 1 350 ISK

– kawa – 500 ISK

– cola – 450 ISK

Jedzenie, jak jedzenie. Jednym smakuje to, innym tamto. Kwestia gustu. Tu wszystko było pyszne. Ale (poza wysoką oceną gooogle’a) pan kelner robi cały klimat. Entuzjasta, lubi swoją pracę. Uśmiechnięty, sama radość.

 

Byliśmy też w innej knajpie w Rejkiawiku. Ponoć jedna z lepszych. Też było smacznie. Okoń atlantycki za 2 850 ISK, 3 różne przystawki, rekin, wieloryb i inne rybki – od 1 500 do 3 600 ISK, danie mięsne 3 720 ISK. Ale lokal godny polecenia – The Islandic Bar, Islenski Barinn, Ingolfsstruti 1a 101, Reykjavik.

Na Islandii fajne jest to, że kawa jakakolwiek kosztuje tyle samo. Nie ważne czy espresso, americano, czy latte. Tyle samo.

 

 

W tym miejscu pozdrawiam moich wycieczkowiczów. Z większością się znamy „dłużej, niż żyjemy“ [sic!].

 

Na lotnisku dobił nas Wizzair. Na dzień dobry widzimy, że opóźnienie. Uwielbiam siedzieć 5 godzin na terminalu. Zaczęliśmy sprawdzać, co się dzieje z lotem z Waw do KEF. I zaczęliśmy się bać. Samolot wylądował w Szwecji. Ciekawe, czy awaria, czy awantura. Google jest pomocny – Wizzair ma w zwyczaju zatrzymywać się na tankowanie. Uff. Jedno muszę przyznać – dobrze skubani lądują. Lufa albo Frontier ląduje tak, że modlitewnik tylko otworzyć. A tu – szacunek i dziękuję.

Obszedłem lotnisko – do niby tanich wypożyczalni kolejka. Do Hertza pusto. Piszę „niby“, bo raz powiedziałem veto odnośnie Hertza. Na koniec dnia okazało się, że to był błąd. Więkoszość wypożyczalni ukrywa inne koszty i podczas wypożania się dolicza to i owo. Także polecamy Hertza. Szybko.

Druga atrakcja na lotnisku, to wielka tablica promująca i zachwalająca wyspę. Zgadzam się z nimi – kiedy najlepiej odwiedzić Islandię? Między 1 stycznia, a 31 grudnia 🙂 Zdecydowanie.

O ile jest Empire State of Mind lub New York State of Mind, to ja dodam Icelandic State of Mind.

Z ciekawostek – raz tylko na Okęciu i raz chyba od niechcenia na Keflaviku sprawdzili mój dowód osobisty (można i na dowód, i na paszport się przelecieć). Zadziwiający luz 🙂

 

Przed wylotem poczytaliśmy o Islandii. Teraz mogę zweryfikować.

1 nie zwiedzaj tych rzeczy tylko dlatego, że inni je zwiedzają

Prawda. Po krótkim czasie zwiedzania kameralnego, okazuje się, że tłum jest męczący i atrakcja traci na swojej … atrakcyjności

 

2 nie zakładaj, że wszystko jest drogie

Ha! Jest drogo, ale bez przesady. Chciałem kupić koszulkę w Duperella Store w jednym z turystycznych miejsc. T-shirt za 100 zł. Okazało się, że w Rejkiaviku jeszcze drożej (nawet 140 zł)

 

3 nie dawaj napiwków

Nie mieliśmy gotówki w ogóle. Napiwków się nie daje niby. Ale widziałem, że ktoś tam coś zostawiał. Dodtakowo na prawie każdym barze był wielki słój na napiwki

 

4 nie kupuj wody w butelce. Kranówka jest czysta. W restauracji nigdy nie zapłacisz za szklankę wody

To prawda! Taka anegdota – musiliśmy wylać śmierdzącą wodę nabraną w domu i nalać wody „z kibla“

 

5 nie zakładaj, że wszystko zobaczysz podczas wizyty

Nie zakładaliśmy. Nie da się

 

6 uwaga na mandaty – 90 kmh poza miastem. Nie ma autostrad. Fotoradary są wszędzie, i w mieście, i poza nim. Poza tym, szybka jazda jest po prostu niebezpieczna

Niebiezpieczna to może nie do końca. Większość podróży była po krajowej „jedynce“. Mogliby do 100 km/h zwiększyć. Koledze noga świerzbiła ale odczytałem taryfikator mandatów i było po temacie. Często mają takie mostki, na których trzeba zwolnić/zatrzymać się i przepuścić.

 

7 maska na oczy na sen

Tu było spoko. Nie potrzebowaliśmy. Raz przeżyłem dzień polarny. Tallin 2008. Przedziwne uczucie. Organizm głupieje

 

8 nie kupuj super drogich duperel-pamiątek

Nie kupowaliśmy. Duperella store są na całym świecie. Także byliśmy odporni

 

9 unikaj Blue Lagoon – pierdyliard ludzi i drogie wejście. The Mývatn Nature Baths, located in North Iceland, jest podobne

Byliśmy. Ale tak wiało i padało, że nie weszliśmy

 

10 unikaj zakupów w sieci sklepów 10/11 (całodobowe). Zamiast tego – Bonus, Kronan

Byliśmy raz, bo to jedyny sklep całodobowy. Kupiliśmy, zjedliśmy i żyjemy

Aha, motto tego kraju – jak leziesz baranie!? No przechodzą owce, czarne owce i barany przez krajową jedynkę i skyr. Sam se uważaj 🙂

Skyr! Jutro poniedziałek!

 

 

Na szerokie wody mnie weź. Wpłyń na mnie

Zrzut ekranu 2017-08-27 22.38.36 

Jeden komentarz

Skomentuj Ula Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!