życie

flaszbak

“Jedzie pociąg, jedzie. Wiezie ludzi, wiezie. Puszcza dymu szare kłęby. Powiedzże sąsiedzie, dokądże ty jedziesz, bo ja do Szklarskiej Poręby”

To ja o swoich polskich wakacjach od tylu będę pisał.

Wiza się skończyła. Ile można na słońcu nad morzem siedzieć. Góry mnie zawsze pociągały. To jestem.

Ostatni etap wakacji -Szklarska Poręba.

Jedyny raz tu byłem – lipiec 1990. Quasi zgrupowanie drużyny piłki ręcznej. Się trochę trenowało. Się bardziej niż trochę nie lubi się teraz tego sportu. Pamiętam, że wyjazd był zaraz po MŚ w piłce nożnej w Italii. Toto Schillacchi (sorry za ewentualną złą pisownię) objawienie turnieju. Król strzelców. Niemcy w finale zrewanżowały się Argentynie. 1-0. Wszyscy chwalili Germanów, a klęli na Argentynę, bo gospodarzy wyeliminowali. A ja po cichu liczyłem na obronę tytułu z Mexico ’86. Lubiłem drużynę Maradonny. Bramkarza mieli super i Cannighię (pisownia?).

Dziś, po 27 latach zajechałem. Deszcz padał od rana. Ale kupiłem sobie płaszcz foliowy i poszedłem w siną dal. Daleko nie doszedłem, bo to jednak dyskomfort. Ale co przeszedłem, to moje.

Podczas obiadu pomyślałem o Zakrecie Śmierci. A pójdę tam.

Po drodze przeżyłem szok. Odnalazłem to boisko lekkoatletyczne, na którym trenowaliśmy! I obok? Ten budynek? To chyba to, gdzie spaliśmy?

Zakręt Śmierci jak zakręt. Wygięty mocno.

Wracawszy do miasta postanowiłem podejść pod ten budynek, w którym rzekomo spaliśmy 27 lat temu. Oj. Chyba nie to, bo jakaś czerwona urzędowa blaszka wisi. Poczta? Ale wszystko mi się zgadza. Stad wychodziliśmy i już wchodziliśmy na stadion. Podchodzę bliżej obiektu i jednak to nie poczta – Centralny Ośrodek Sportu. Ha, po 27 latach pamiętać takie rzeczy! Skończę z chorobą psychiczną. Mowię Wam.

Szklarska, jak Szklarska. Mam wrażenie, że bardziej normalna, bo jakaś nie tak mocno nastawiona na dojenie turystów jak Kudowa. Trochę taniej jest.

Jutro, o ile nie będzie padało cały dzień (w sumie to i tak nie ma znaczenia), zamierzam odwiedzić Śnieżne Kotły i Szrenicę.

Aha. Kiedyś się śmiałem, że ludzie się ubrać w góry nie umieją. Klapki i sandały, to wiadomo. Żenada i gratulacje. Ale buty do biegania? Przyjaciółka twierdziła, że każdy but sportowy jest Ok. Hm. Wczoraj ze szczęścia, że na Śnieżkę lecę zapomniałem obuwie zmienić i poszedłem w butach do biegania. Piękny masaż i relaks dla stóp. Ale do dziś czuję lekkie zmęczenie podeszw.

Mam w pokojach tv. Po raz pierwszy chyba zobaczyłem narodowe uroczystości z okazji 10-ego dnia miesiąca. Bożesz Ty mój. Widzisz i nie grzmisz. A dziś Błaszczak się masturbował do mikrofonu radyjnego, że wymyślił, żeby za zamieszania i angażowanie służb przywracających porządek obciążać podmioty organizujące przeciwmarsze.

Ludzie dobrej woli, kochający nasz piękny kraj – idźmyż na następne wybory we frekwencji 100% i zagłosujmy słusznie. PiS Off.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!