życie

dylema

Mam straszny delemat. Jaki dać tytuł wpisu. Początek wpisu też może być trudny. Ale jak popłynie pierwsze zdanie, to flow już jest. Przynajmniej u mnie. A z tytułem, wiecie, jak jest. Trudno. Choć pewnie tylko słodkokwaśna wie z moich fanów jak to naprawdę jest. Bo on też widzę co chwilę jakieś smakowite kąski wrzuca na swój blog. Ciekawe czy wie, że ja już nie zaglądam na jego strony, bom się głodny od razu robię. Już i tak parę razy zwracałem uwagę, żeby te swoje pyszne kanapki wrzucał na Instagram wcześniej, a nie po 23, bo telefon mam ochotę zjeść.

Także tytuł wpisu ważny jest. Przyciąga. Odrzuca. Po prostu reprezentuje treść.

Miało być mądrze, bo lubię cytować znanych i mądrych ludzi. Miało być w tytule – Truskawków se narobię. Bo chciałem opowiedzieć, że relaks u mnie i czas odwyku.

Ale z kolei lubię też od razu do rzeczy przejść (mało brakowało, a napisałbym „od rzeczy pleść“. Takie przejęzyczenie. Przejęzyczenie?) – Ale mnie dupsko boli. Ale wolałem bez takich kontrowersji. Bo później będzie o tym, że blondyn bardzo nocną porą mnie odwiedził. To ktoś może sobie o jakichś bezeceństwach pomyśleć.

Po kolei.

Nie wiem, może zaklnę szpetnie dziś, bo tak mine dupsko boli i nie tylko? Wczoraj miałem kraksę rowerową. Jak leżałem na ziemi to usłyszałem „dobrze, że kask ma“. Tak, od niedawna w ka-ka-kasku jeżdżę. Jej! Dziś w pracy ktoś płyty Ka-ka-kai [ka-ka-kayah] rozdawał. Taki skecz mi się przypomniał o Stadionie Narodowym. Bo chyba nie ma co płakać i rąk załamywać, tylko trzeba iść do przodu. Co cię nie zabije, to cię wzmocni! Wódkę z redbullem też ponad 10 lat piliśmy i co? I się żyje się.

Jakaś głupia niunia wjechała we mnie. Jedzie pinda na rowerze miejskim i ładnie wygląda. Wiart we włosach, chłopiec obok, to se jedzie. Się wymijaliśmy i w ostaniej chwili głupia pinda zechciała podziwić okolicę, a dokładnie bulwar nadwiślany. Zerknęła na lewo tak, że lekko zjechała na lewo i się kierownicami zderzyliśmy. Głupia ma zawsze szczęście – pipa tylko się zatrzymała. Ja fiknąłem przez ramę. Technika padania opanaowana dawno. W dzieciństwie nie takie dzwony się zaliczało. Na nartach też na razie nie było połamania. Także amortyzowałem dłońmi.

Muszę zapisać – kupić rękawiczki!

No i dupsko se obiłem. Poprosiłem spokojnie lalkę (aż sam się dziwię, że nie obtańcowałem od stóp do głów), żeby patrzyła przed siebie i trzymała się prawej strony. Dziewczę się nawet nie odezwało. Tylko jej chłopiec, zignorowany w trymiga, coś przebąkiwał, że ja też nie trzymałem się prawej. Jacyś mili panowie w kaskach na rowerach zaczęli się mną przejmować. A może usiądzie, czy wszystko w porządku, może odpocznie, bo w szoku, rany przemyje wodą. Podziękowałem i poleciałem dalej. Dopiero w lesie zacząłem lizać rany, bo ta krew coś się sączyła z kilku miejsc. Ale nie dramatyzujmy. W lesie zobaczyłem, że telefonu ekran w drobny mak poszedł. Na szczęście folia na szybce była, więc ekran się trzymał. Ale gorzej było z wykonaniem czegokolwiek na telefonie. Cudem udało mi się wykonać FaceTime do Pana z Europy na K. ale ten myślał, że to prank call i tylko mi „?“ odesłał. W Amsterdamie ponoć był. To pewnie zasłuchany płytami winylowymi był. Wybaczyć? Wybaczam, bo postanowienie noworoczne było – być miłym dla ludzi. Palić, nie palę. Wódki też jakoś w tym roku mało piję. O! Jakiś perfekcyjny jestem.

Próbowałem do kolegi z pracy WhatsAppem się skomunikować. Ale też jakieś głupoty kolega dostał. Ale odebrał nie-wiem-jak-wykonane połączenie FaceTime. Muszę chyba zweryfikować listę najlepszych przyjaciół. Później telefon zaczął wydzwaniać do ludzi. Na szczęście trafiło na marszulla aka słodkokwaśna. No to musiałem mu opowiedzieć jak mi mijał dzień, bo jak do kogoś dzwonię to już chyba po coś, a nie żeby powiedzieć, że to głuchy telefon. No i szczęście w nieszczęściu, może uda nam się spotkać na weekend. Mówiłem, że kupiłem wódkę, której butelka zmienia kolor w zależności od temperatury. A skoro my po mat-fizie, to fizyka nam nie straszna i lubimy czasem łapać fazę. Toć możem się spotkać i popatrzeć jak się zmienia kolor szkła. Zobaczymy.

Dzięki moim uprzejmym przyjaciołom, kolegom, ludziom dobrej woli, udało mi się szybko zorientować co i jak w sprawie napraw ekranów. Pan pojawił się ekspresowo po 23 w nocy i zabrał telefon. Coś czuję, że to tyle w sprawie sprawnej obsługi. Pan się chwalił, że może w sobotę, jak nie w piątek!!!, telefon będzie jak nowy. A teraz się okazuje, że to w sumie nie wiadomo, czy mają na stanie ekran do iPhone 6S.

Chyba oleję temat nowego iPhone 8 i się przerzucę na 5SE. I na pewno daruję sobie te ochronki i kondomy na telefon. Od tej pory mój telefon będzie ładniewyglądający!

Pan powiedział, że i szkło hartowane nie dałoby rady.

Także nie mam telefonu. Mam za to służbowego Samsunga. Ale na szczęściem uzależniony od iPhone’a jest, to daję sobie czas relaksu.

Narabiam se truskawków z jogurtem albo bez. Siadam przed kompem i nic. Jakoś nie ciągnie mnie do seriali. Na 13 Rizonów Dlaczego tylko patrzę. Ale to tylko dlatego, że już przy końcu jestem i wypadałoby zakończyć to, co się zaczęło. Żadne bohatyry w tym serialu na smokach nie latają.

Truskawków dodaję również, wraz z miętą i sokiem z cytryny, do wody. Mniam i mlask na te ciepłe dni.

Kończę, gdyż jutro do roboty. Do roboty!

Aha, wpisy się kończy trudniej niż zaczyna.

18% baterii na lapsie poszło podczas tworzenia wpisu. Taka nowinka statystyczna.

Aha, kto umie mój służbowy numer, to proszę nań dzwonić.

Instagram hula na Samsungu, także odbieram (hasło zmienione, więc pan naprawiający nie będzie widział).

A tak to maile proszę słać (hasła również zmienione).

2 komentarze

  • P.

    No jesli hasla na pewno zmienione, to zaraz sle 🙂 Jestes pewien, ze wszystko OK z ta glowa (bez podtekstow) – moze sobie ja przeswietl czy cos. Niektore rzeczy dopiero z czasem wychodza. To podobnie jak w przypadku rozleglych poparzen; ludzie wydaja sie calkiem, calkiem, nawet – powiedzialbys – do odratowania, ale z czasem wcale nie jest lepiej, tylko gorzej. No i czasem sie nawet schodzi, a Ty musisz o siebie dbac, bo ciekawy ten blog.

    • mdobrogov

      Spoko. Już nie pierwszy raz w głowę pukniętym. Ale tym razem, wydaje mi się, że nie uderzyłem się głową. Wolno jechałem. Jakiś taki tylko przetrącony jestem 🙂
      Jak zejdę, to będę zza światów pisał. Spokojna … głowa 🙂

Skomentuj P. Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!