52, czyli jak o mały włos …
… mnie nie ukradli.
Niedziela. Kładę się wcześnie do łoża wypoczęty i zmęczony zarazem mijającym weekendem. O 22. Oczywiście, jak to w pierwszym dniu tygodnia sen za cholerę przyjść nie może. To wszystko przez te wolne weekendy, gdzie człowiek ma odrobinę wolnego i wstaje wyspany o 7 rano. A później sen nie chce morzyć w niedziele.
No to nie pierwszy raz przekładam się z boku na bok. Patrzę na różne telewizje i seriale w kompie, sprawdzam Instagram. W końcu chyba zasnąłem po 23. I sobie śpię.
Nagle słyszę jak ktoś próbuje otworzyć drzwi kluczem. Moje drzwi. “Oho”, myślę sobie, “pewnie żona wraca”. A jako, że nie posiadam takiej, to druga myśl była bardziej logiczna – WŁAM!
Podchodzę do drzwi, próbując nie zabić się o rzeczy na podłodze i wyglądam przez judasza. Widzę kawałek ręki z telefonem przyłożonym gdzieś wysoko. Chyba do głowy. Drugą ręką ktoś próbuje otworzyć drzwi. „Ta, jasne, powodzenia“ myślę sobie. „Jak wleziesz, to jutro reklamuję drzwi“ – drugie złote stwierdzenie. W ogóle jakiś nie byłem spękany. Chyba zimna krew i logika podpowiedziała:
- w nocy nie kradną. Za duże ryzyko. W dzień prędzej chatę zrobią
- chyba by zakrył wizjer, jakby się włamywał
- jakby kradł,to raczej by przez komórkę nie rozmawiał
- pijany! i pewnie złodziej. Bo każdy pijak, to złodziej
Pomyślałem sobie, że dobrze byłoby do pana wyjść i uświadomić, że pomyłka. Ale. po pierwsze, primo – narobiłbym rabanu odkręcając wszystkie zamki. I, po drugie, … primo – musiałbym się przede wszystkim ubrać. Przecie goły nie będę stał w drzwiach. Przeciąg by powstał i influenza gotowa.
Pomyślałem, że skoro koleś rozmawia przez telefon, to znaczy, że nie może wejść i się pyta dlaczego. Czyli pomyłka.
Pomyślałem, że zaczekam, aż skończy rozmawiać i wtedy będę interweniował. I bezczzelnie dziad za klamkę szarpie.
Chłopiec skończył rozmawiać, udał się w kierunku wejścia na korytarz i po chwili przeszli obok moich drzwi we trzech. Otworzyli swoje drzwi i zamknęli się w środku. Jak spotkam kiedy na klatce to zwrócę uwagę.
Na drugi dzień spojrzałem, że moje drzwi i ich drzwi są brązowe i bez numerka. No to pewnie ktoś chłopcu powiedział „ostatnie drzwi brązowe na prawo“. Baran nie spojrzał, że jeszcze jedne drzwi są dalej.
No i tak właśnie o mało co, a by mnie ukradli. Bardziej by mnie zdziwiło, gdyby koleś swoim kluczem otworzył moje drzwi.
Zasnąłem od razu ale i tak jakiś zmęczony w poniedziałek byłem.
52 dni już nie palę. Bo się niektórzy dopytują. No nie ciągnie mnie. Nie chce mi się palić. Nie zamierzałem rzucać. Po prostu wziąłem i przestałem.
Brak komentarzy
ren
Zimna krew w sytuacji ryzyka “włamu” – “Jak wleziesz, to jutro reklamuję drzwi“ heheheheh, dobre:-)
Pingback: