splątani mocno drutem
metallica wydała nową pieśń „hardwired“. Coż. Hałas, łomot, hałas. Nic nowego panowie nie nagrali od kilkunastu lat. Szkoda. Ale łomot i hałas jest.
Ostatnio prezentowaliśmy bąbelkowi lat 9 death metal. Hm, nie przeraziło go to. Nas w sumie rozbawiło. W wieku 17 lat, czyli w ubiegłym wieku i milenium, brzmiało to o wiele bardziej srogo, poważnie, strasznie. No nic, człowiek z wiekiem mądrzeje (?).
Stała się rzecz straszna. Moje ulubione radio, a właściwie jej nadworny dj, katuje mnie najnowszym dziełem pana z zespołu Bi Dżis. Co prawda reszta rodzeństwa odeszła do nieba, ale ostatni brat się ostał. To było na zasadzie „wow, sensacja, wspaniałe wieści, powrót Bi Dżisa, po tylu latach, wow“. I zaczęli grać.
Kiedyś, w latach 90. ubiegłego wieku pan w Trójce też się podniecił tak:
Są! Przyjeżdżają do Polski na jedyny koncert. Wspaniała grupa, niesamowita muzyka. Tyle czekaliśmy i są! …
Siedziałem wtedy z wypiekami przed radioodbiornikiem podniecony, że któż to do nas przyjeżdża…
A Pan kończy … Gotan Project!
A ja [załamany i zadziwiony] – KTO?!
To były czasy, kiedy ten zespół jeszcze nie był popularny, znany w naszym kraju. Ale jak widać, w Trójce go znali.
I teraz to samo – wow! Członek zespołu Bee Gees powraca. Brzmi jak słynne trio braci.
I cholera te piski chodzą za mną. Mam w głowie cały czas ten falset! A jak wiemy Bee Gees u mnie nigdy nie grało, nie gra i grać nie będzie.
Czyli jednak mam OCD, czyli nerwicę natręctw.
Kończąc z muzyką sparafrazuję znany przebój Blendersów pt. „Włos“.
Pot to pot, pod pachą lubię go. Lubię go!
[oryginał – włos to włos, na głowie lubię go. Lubię go!]
Oczywistym jest fakt, że parafraza nieudana. Każdy kto mnie zna, to wie, że gorąco mi jest wiecznie, w każdych warunkach pogodowych i się pocę, i się źle z tym czuję.
Nie dalej jak 3 lata temu poszedłem do pana doktora i zażądałem wyjaśnień medycznych. Co mi panie, co mi, że się tak pocę? Pan postukał, posłuchał, wysłał na badania i rzekł tak oto:
- wyniki są dobre
- ale jak to? Czemu się pocę
- został jeszcze pęcherz i głowa do przebadania
- głowa i pęcherz??
- No bo tylko to zostało
- A to coś da?
- Nie wiem
- Dziękuję, nie chcę już badań. To nie powie pan czemu się pocę?
- Pan tak ma i już
- Dziękuję. Do widzenia
Teraz osiągnąłem punkt przegięcia. O przepraszam, punktu przegięcia to można przy badaniu zmienności funkcji szukać. Teraz nadszedł wkurw nad wkurwy. Szybko wynalazłem panią internistkę, bo w Polsce na wszystko trzeba skierowania. Wziąłem pierwszą lepszą, czyli pierwszą najszybszą. Imię jakieś staropolskie, nazwisko jakieś bałkańskie. Ah jo! – jakby to powiedział krecik. Pani faktycznie jakaś z innej epoki (ok. 70 lat). Zaczęła wywiad środowiskowy.
- a było to?
- Nigdy, czuję się świetnie, tylko się pocę
- A było tamto?
- Nigdy, czuję się świetnie
- A tamto i owamto?
- Nigdy, czuję się świetnie, tylko się pocę
- A może jakieś uczulenia?
- Nigdy [chyba, że na pracę i głupotę ludzką – ale tego nie rzekłem]
Kilkanaście pytań wywiadowczych później
- a kleszcz pana ukąsił ostatnio?
- Jedyny raz w wieku kilku lat, ale to ponad 30 lat temu było
- O! Świetnie, zrobimy badanie na boreliozę
- Po ponad 30 latach!!?!?!
- Wirus mógł być uśpiony. Badanie płatne, ponad 70 zł za jedno
- Ok, poproszę zestaw badań
Pani wymienia badania, jakie mi ordynuje. Krew, borelioza, lipidogram i na końcu posiew moczu. Instrukcja jak pobrać próbkę:
Nic nie pijemy, nic nie jemy przed badaniem. To musi być pierwszy mocz dnia. Siusiaka proszę dokładnie umyć i ze środkowego strumienia pobrać mocz.
I szczęśliwy, że pani mnie przebada wszerz i wzdłuż, poszedłem do pracy, czyli po rozkazy do mojego szefa. Oczywiście wspomniałem mu o przypadłości i o wizycie. Stwierdził, że faktycznie wiecznie się wachluję u niego. Zażartowałem, że mam nerwicę natręctw.
Szef googluje chorobę i czyta:
- syndrom niezamkniętych drzwi. Osobnik może się wracać, żeby sprawdzić albo nie może myśleć o niczym innym
- mam tak! Często nie pamiętam, czy zamknąłem drzwi. Zawsze staram sięskupić na procesie zamykania ale czasem jestem rozproszony albo w pośpiechu i nie pamiętam później!
- To samo z żelazkiem!
- Mam tak. Chcoć od mądrej pani inżynier ze Szczecina nauczyłem się, że po prasowaniu należy przestawić żelazko w zupełnie inne miejsce. Pomaga!
- Trzęsące się ręce
- Mam tak! Szczegółnie jak polewam wódkę albo podnoszę napełniowny po brzeg kieliszek! Hm, może rzucić picie wódki?
- Częste mycie rąk
- O cholera – myślę sobie. Jest zemną coraz gorzej. Myję często ręcę ale to tylko dlatego, że palę, więc nie chcę, żeby ręce śmierdziały. Czy to kompulsja!?!? Choroba?
- Przesadna dokładność? Dążenie do perfekcjonizmu, nadmierna skrupulatność?
- Oooo! Pamiętam jak na spotkaniu w moim domu koleżanki stwierdziły, że mam czyste strasznie mieszkanie. A ja cały czas myślałem, że nie wysprzątałem do końca chaty i widać ten „bałagan“. Źle ze mną! Ta przesadna czystość, to chyba klątwa albo zasługa pewnej Uli [teraz z Ameryki]. Ta to dopiero ze ścierką wszędzie i zawsze chodzi 🙂
Co do drzwi i żelazka to szef mnie uspokoił, że to przypadłość większości społeczeństwa, a nie jakaś moja kompulsja czy natręctwo, więc nie ma co się przejmować.
Później z obajawami było coraz gorzej:
- stres w pracy
- stary no co Ty!
- Obawy przed czymś
- Nie
- To masz nerwicę natręctw
- O kurna! Może i tak. Znowu pewnie badania wyjdą dobre, czyli mam w głowie …..
Na szczęście z wybawieniem przyszła mądra uczona znad morza i wyjaśniła, żebym sobie nie pochlebiał i żaden Monk ze mnie. Ufff. Mądrego to dobrze posłuchać.
Za to pan K. podsumował krótko – pocisz się? Rzuć fajki.
No, ma rację kurna. Żona doktor, brat doktor, to musi się znać.
Wyniki oczywiście wyszły dobre z małymi delikatnymi minusikami.
neutrofile – mam 1,55, a dolna granica to 2
neutrofile – mam 35,3%, a dolna granica to 40%
limfocyty – mam 48,2%, a górna granica to 40%
eozynofile – mam 6,6%, a górna granica to 6%
O cholesterolu pisać nie będę.
Dziś mamy celebrację 40-tych urodzin pani K. To sobie podniosę neutrofile i obniżę eozynofile. Już czuję się jakiś eozynowy!
Myślałem, że lato sobie poszło. Ale nie. Fala upałów znowu nad nami. Na szczęście noce w sierpniu już chłodne.
Od kilku dni popijam drinki – woda zagotowana z imbirem i z dodatkiem soku z cytryny i miodu (dodanych po lekkim ostudzeniu wrzątku). Ponoć pomaga spalać to i owo i się chudnie. Hm, się popije, się zobaczy. Chyba przez 3 tygodnie trzeba pić. To jeszcze 18 dni. A jak wiadomo mam silną słabą wolę albo słabą silną wolę.
Brak komentarzy
Re
no zara…a cholesterol gdzie? nie pozostawiaj czytelników z niedosytem informacji, no ej 😉
mdobrogov
nie ma o czym mówić, bo opadł mi od stycznia…znacznie 🙂 Dietowałem się troszkę
ulaulcia
?? superowskie!?