życie

żeganm Was, już czas

Niewiele osob wie, ale właśnie dokonuję żywota.

Kolekcję CD oddaję pani inż ze Szczecina. O pardon, pani hab inż ze Szczecina. Mam tam perełki typu – Rihanna, Roxette, Modern Talking. Proszę nasłuchiwać tych białych kruków raz-dwa razy w miesiącu, myśląc o mnie.

Oddaję wszystkie moje organy … Hammonda.

Chciałbym być skrem(p)owany i prochy mieć rozrzucone nad clifami Jersey Shore. Nawet nie mam pojęcia czy można wwieźć prochy do USA i co to Jersey Shore? Oglądałem ostatnio serial Narcos orazy czytałem o El Chapo. Prochy można wwozić ale nielegalnie.

A co mi jest? Na pewno nie zejdę na zatrucie UFO. Kupiliśmy wczoraj z koleżanką z pracy te spłaszczone brzoskwinie (ponoć UFO nazywające się). Zostawiliśmy je na noc w gabinecie naszym w woreczku szczelnie zamkniętym foliowym. Dziś poczęstowałem się. Miałem umyć, nie umyłem, zapomniałem. Nigdy nic mi się nie działo po nieumytych owocach. Dzięki #Lidl.

Mnie zmuliło, osłabiło, zemdliło ale dzierżyłem fason. Nie chodziłem do WC. Sensacji żołądkowych nie było. Tylko dreszcze i zimno strasznie (a jest upał).

Aha, jakby ktoś nie wiedział, jak było na weselu, to informuję, że międzynarodowo i żarliwie.

Zatrucie nastąpiło koło 10.00. Na 12.00 poszliśmy na spotkanie. O 13.04 siedziałem w uberze i prosiłem pana, żeby zakręcił klimatyzację. Wewszedłwszy (jest taki imiesłów?) do domu, strasznie się uniosłem, bo w kieszeni miałem tylko 1,02 zł, w portfelu nie miałem nic, a w domu nie było cytryny.

Zmierzyłem temperaturę moim międzynarodowym termometrem rtęciowym – pokazało 38,1C. OK, czas zbić gorączkę.

A w międzyczasie pani hab inż mi pisze – kup sromum, kup sromum. Ponoć na nogi stawia. Poczytawszy (widzę, że na Koniec, strasznie polubiłem imiesłowy) ulotkę, odpisałem, że nie mam biegunki, po prostu trzęsie mną.

Zmusiłem się wyjść, uprzednio zaparzywszy czaj. Odwiedziwszy bankomat, wstąpiłem po cytrynę i wyszedłem, bo koleja straszna. Lemon nabyłem na bazarku za 30 zł/kg!!!! A pani przede mną też jakaś wybredna i z długą listą. Już chciałem rzucić cytrynę i iść dalej. Ale doczłapałem się do domu – powolutku.

Nałożyłem skarpety, sweter, napiłem się c-herbaty z miodem i zaległem. Ni cholery się nie wypociłem!

Po 3 godzinach postanowiłem zmierzyć temperaturę. Hm, niby taki chory i umierający, ale piorunem poodkurzałem szkło i rtęć. Wyślizgnął mi się termometr z ręki. Damn! Przecie teraz takich nie robią. Dziękuję #UniaEuropejska !

Napisałem do pani inż hab ze Szczecina się pożegnać i poinformować, że oddaję jej moją kolekcję krążków. Zadzwoniłem do Pana na K. zakomunikować, że odchodzę, że już czas.

Przecie z moim cholernym szczęściem, to zatruję się rtęcią, która pewnie gdzieś wlazła, a ja nie mogłem jej znaleźć.

Dzięki bogu dziś mam jadłowstręt, więc czwartku dożyję.

 

 

Żegnam was, już wiem,

nie załatwię wszystkich pilnych spraw

idę sam, właśnie tam gdzie czekają mnie

Tam przyjaciół kilku mam od lat,

dla nich zawsze śpiewam dla nich gram

Jeszcze raz żegnam was, nie spotkamy się

PS. Mam do Was gorącą prośbę – proszę sprawdzić co u mnie jutro. Gdybym odszedł, to napiszę Wam Esa albo iMasaż (do właścicieli iFonów). Nie lękajcie się 🙂

 

Aaaaaaa, koniecznie proszę zobaczyć The Nice Guys! Mój post wzorowany jest (zainfleunsowany) tym filmem.

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!