po rząd ki
Wiosna nadeszła. Jasno, ciepło, miło. Wczoraj degustowałem się u długo-niewidzianego Słodkokwaśnej. M.in. szpik wysysałem z kostki (nie, nie, nie z kostki Słodkokwaśnego), oglądałem DeadPool’a (fajny film) oraz posłuchałem najlepszej polskiej kapeli – Lej Mi Pół! Słodkokwaśna o nich przypomniał, jak polałem mu pół.
Dziś, dla poprawy samopoczucia, postanowiłem poprawić sobie widok z okna.
Lubię prace domowe. Lubię sprzątać, myć naczynia, gotować, pukać, wiercić. Za malowaniem nie przepadam. Uwielbiam myć okna! Jestem w tym tak perfekcyjny, że nauczyłem się jak nie przejmować się zawsze pojawiającymi się zaraz po umyciu na szybach smugami. A co mnie to przeszkadza. Nieperfekcyjny pan domu jestem i już.
Firany się piorą. Będą albo pogniecione wisieć albo będą się same prostować na karniszach zawieszone. Nienawidzę prasować. Do tego stopnia nienawidzę, że do pracy już nawet w koszulach nie chodzę. A jak już muszę iść, to w wielkich bulach (pisownia zachowana zgodnie z ortograficzną wiedzą i umiejętnością naszego byłego prezydenta PBK – Prezydent Bredzisław Komorowski) i mękach prasuję ze cztery koszule i mam na cały miesiąc albo i dwa. Brawo ja!
Wiosna!
Jej. Skarpetki dwie wyprały się z firankami! Nieperfekcyjny pan domu jednak jestem. Brawo nie ja.