życie

get lucky

Ależ zbieg okoliczności. Ależ koincydencja! Właśnie w radio zaprezentowano jakomś dziwnom wersyję “Get Lucky” Daft Punk. Jakaś quasi-niezależna pani wyszeptała ten, już prawie sprzed dwóch lat, szlagier. Czas biegnie szybciej jak się starzejemy. Nie muszę już czytać tej, pozostawionej w Ameryce, książki, żeby to stwierdzić. To jest fakt!

Get lucky to miała być taka dobra wróżba na dzisiejszom loteryję w Ameryce. Ula powiadomiona, bilety zakupione. 400 ileśtam milionów dolarów można trafić. Podatek tylko 40% i wypłata tylko w jednej transzyi. To za takie pieniążki można już pożyć.

Także zakomunikowałem Pani, że dziś losowanie, jutro przylatuję. Choć to nierealne, bo trzeba by było majątek notarialnie powierzyć na mom permanentnom nieobecność. No nic, poczekajmy na losowanie. Czuję te liczby. Ula zakomunikowała:

loteria zakupiona.  numery: 01.12.51.52.53. power number 20

Dmuchajmy, chuchajmy! Oczywiście, jak wygramy, to o wszystkich przyjaciołach natychmiast sobie zapomnę przypomnę.

Get lucky get sraky. Piszę ten wpis, bo tak naprawdę mam dylemat. Chatę mam jakomś za białom. Pomóżcież. Wrzucam nieudane zdjęcia dwóch panoram i fotę. Chciałbym ożywić ścianę za sofą. Myślałem o betonie ale coś czuję, że wyglądało to by jak piwnica, bunkier, syf. Później mnie naszło na tapetę a la cegła. No to już bliżej. A może dwa paski farby strzelić o szerokości 1 metra na kinkietach w kolorze albo zielonym, co by konweniowało z łazienką, albo szarym, czyli w tonacji chaty. Co wy na to. Dopomóżcież!

Zakończyłem kurs rosyjskiego. Nie był to czas stracony ale mam nadzieję, że podczas urlopu najbliższego zyskam więcej. Pan nawet zarekomendował adme.ru – dosyć ciekawy serwis (jak dla mnie).

Właśnie policzyłem, że za nie całe 30 dni zacznę CZTERDZIESTY rok życia! Nawet mnie jakaś chandra wzięła ale na szczęście na krótko i już mi przeszło. “Złego” Tyrmanda puknąłem ze 100 stron i odrzuciło. Boże, kto to pisał i kto to musi czytać? Licealiści?! Sorry, Słodkokwaśna, oddaję tę lekturę. Nie da się czytać. A tak byłem podjarany książką, jak na ostatniej posiadówce u Słodkokwaśnej zasadziłem się na tę ponad 600-stronicową cegłę.

Aha, muszę dodać, bo obiecałem – Słodkokwaśna najlepszym kucharzem jest. No co za pychoty! Zawsze czymś potrafi zaskoczyć. Lubię jak ktoś oprócz mnie u nich wtedy jest, bo mogę wtedy się nimi wyręczyć. Nie muszę już obierać, kroić, mieszać, trzymać i takie tam. A jedzenie!?!?! Mlask, mniam! No i instagram tętni wtedy życiem. Dziękuję Słodkokwaśna.

Co do odliczania dni – bardzo prawdopodobne, że już za dwa miesiące bez jednego, lub dwóch dni, będę w samolocie. Na miesiąc polecę. Nie dość, że 57 dni urlopu mam, to jednak mnie ciągnie. Do Miasta, do Państwa, do atrakcji Fair Lawn (restauracja lesbijska, lebanonska, czy jakoś tak, do przybytku, gdzie można pograć w automaty, do parku, w którym można biegać, itd itp). Może polecimy gdzieś na Zachód, może polecę do Nowego Orleanu, może spotkam się z Oliwierem na Mieście. Nie wiem. Zobaczymy. Muszę tylko do Komisji Wyborczej podskoczyć, bo 10 maja wracałbym, a jak wiemy 10 maja to kontrowersyjna data wyborów prezydenckich. Tylko na kogo by tu zagłosować?

Dzierżyjcie fason i pomagajcie w sprawie ściany.

Brak komentarzy

  • Buty_do_Relaxu

    Eeee tam deska kiełbasy z rukolą w Twoim wykonaniu pierwsza klasa. I to bez pomocników. A pączki najlepsze z Görczewskiej są.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!