letenie sale
Z ostatniej chwili: wczoraj pozbyłem się kartonów! Poupychałem wszystko w szafki i czekam na meble, żeby już finalnie rzeczy poukładać. Meble będą kiedy? Tego nikt nie wie. Czekamy cierpliwie.
Nie przepadam za zakupami.
Wyrzuciłem pół domu przed remontem. I teraz, o ironio, jak mam wielką i piękną kuchnię, to mam problem z gotowaniem. Nie ma w czym za bardzo pichcić.
W czwartek pojechałem kupić wysoki gar, głęboką patelnię i rondel i zabrałem się za zupę. Pycha!
Po zakupie garów, podjechałem na Poznańską do sklepu azjatyckiego. Po sosy, po trawę (cytrynową), po curry, po inne przysmaki i delicje ze Wschodu. Nawet żadnej kartki nie było, tylko rolety opuszczone wskazywały, że sklep nie jest odkryty. Na Marwilską jechać już się nie chciało. Za duża eskapada i zachód. Boczku nie będzie znaczy. Eh.
Ekspres do kawy mnie chyba zrujnuje. Wczoraj w „Pożegnaniu z Afryką“ kupiłem kawę o smaku orzech-wanilia. Pachnie pięknie. Jak Mistrz od Remontu szedł do mnie poprawić karnisze, bo się obluzowały, to czuł na klatce aromę. Oczywiście Pani Inżynier ze Szczecina już mnie zdążyła obsmarować i obśmiać za takie cuda kupuję do picia. Miała rację, kawa smakuje nijak. Ale pachnie ładnie.
Zgodnie z radą uczonej i kawoszki zarazem, zaszedłem dziś do salonu Czibo. Chciałem jedną kawę, a wyszedłem z trzema. Bo promocja.
Z tyłu głowy miałem jeszcze „i proszę kupić pojemnik szczelny na kawę“. Pani Inżynier jak coś powie, to już powie. W salonie dostałem kupon na 15 zł na zakupy, bo letnie sale są. No dobra, kupiłem dwa pudełka do trzymania kawy. Czym prędzej uciekłem, bo ekspedientka proponowała kawę na miejscu z tortem bezowym.
Wczoraj też udało mi się kupić w Kerfurze sos rybny. To boczuś już tuż tuż. Ale nie ma w czym upiec. Wchodzę do DUKI, kieruję się do półki z naczyniami żaroodpornymi i słyszę – Dziś mamy 20% zniżki na naczynia do pieczenia. Uf, niech żyją letnie sale.
Wróciłem do domu, rozłożyłem dary zakupione na blacie i było tyle jeszcze miejsca. Fajny ten remont mi wyszedł. Wsadziłem włoszczyznę i wędzone żeberka do wysokiego gara i teraz sobie wywar pyrka.
Ironia losu się zdarzyła. Nade mną są dwa remonty. Na drugim i trzecim pietrze. Cholery można dostać. Koleś trzeci dzień coś wierci. Ale to takie wiercenie upierdliwe, że mam ochotę pójść z awanturą. Takie krótkie br br br. Nie można jednego wielkiego brrrrrrrr zrobić i już?
Oczywiście do nikogo nie pójdę, bo przecie nie dalej jak miesiąc temu i umnie takie hałasy były. Śmiejemy się z Mistrzem od Remontu, żeby odczekać pół roku i wtedy chodzić z awanturami, jak ktoś remont zacznie. Nie będą wtedy mnie pamiętać, że i ja kiedyś coś podobnego wyprawiałem. Aha, w lewym skrzydle bloku też są remonty! Co za czas! Zamiast wakacji, ludzie sobie fundują takie męczarnie. Teraz dopiero sąsiadki-pelargonie będą miały używanie z donoszeniem do Administracyi.
Dobra, kończę, bo trzeba na rower wsiąść i zajechać na Wilanów, do Państwa na K. Chcieli, żeby pod ich nieobecność zajrzeć do nich. Tylko po co, jak ich nie ma?
Aha, nie wiem, czy pisałem. W ostatnią niedzielę siedzę sobie na sofie u Państwa i rozmawiam z młodym (lat niespełna 7). Dialog taki się wywiązał:
Ja: to co Michał, wyślesz mi kartkę z wakacji? Taką ze znaczkiem?
M: ale jak to?
Panie ojcze, proszę dziecko zabrać do kiosku po widokówkę i później na pocztę!
Brak komentarzy
marszull
jestem za tym znaczkiem i kartka, niech wiedza
a my dzisiaj z z seonowymi zakupami i Pawlem Lorochem, na wycieczce po bazarze na wiatraku bylismy i mozna zjesc banh cuon i wypic kafe da od pani z wozeczka, jak w wietnamie 😉 plus pare fajnych miejsc zakupowych 😉
a zaraz spadm na spotkanie miejskich pszczelarzy, jak sie skonczy to dam znac
mdobrogov
miejscy pszczelarze? to jakaś praska mafia? 🙂
Dobra, czekam na dzwon wieczorem
renata
noo, może jak już ten remont zakańczasz to dołącz do pszczelarskiej spóły…tylko nie doczytałam na FB po co, ale pomysł fajny;-)
Remont..hmm, ale blat…;-)