życie

moja administracja, czyli dzień 2

Nie chcę używać epitetów, bo jeszcze Prezes czyta i będzie.

Skargę jakaś stara sąsiadka pisze na mnie. Że hałas, że się pyli, że drzwi otwarte, że zegarek nie jest nastawiony. No ludzie nie mają co robić. Na razie jestem miły i się uśiecham ale za chwilę skończę z tym nastawieniem.

Dziś jeszcze zadzwoniła baba z administracji. Jednak czytają maile. Szkoda, że na na nie odpowiadają.

Dopuściłem się następujacych grzechów:

–       usunąłem ścianę nośną

–       panowie od remontu otwierają drzwi na klatkę (nie od mieszkania ale na korytarz z klatki przy windach)

–       otwierają okna na korytarzu

–       pyli się jak diabli

–       nie myją podłogi korytarza po

–       mój mail z informacją staje na zarząd celem akceptacji

Baranie, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nade mną!

 

Poprosiłem panią grzecznie o informację, co muszę zrobić, żeby było zgodnie z literą prawa czy też przepisów. Czekam. Dostanę, to im odpiszę. Już nie w tonie pełnym miłości ale raczej w stylu wujka Staszka, mistrza ciętej riposty.

 

Mój Mistrz od Remontu mówi, że wczoraj był inspektor i widział wszystko. Ściana jest działowa, a nie nośna, więc nie wymaga akceptacji wyburzenie. Absurdem jest to, że poczuli pismo nosem, czy też okazję na zarobek i już szykują kolejną inspekcję. Metraż przecie mi się zwiększył, po usunięciu ściany. Przepraszam za łacinę – kurwa, paranoja!

Poprosiłem też sąsiada, żeby robili sobie sweet focie jak myją podłogę na korytarzu po. Z datownikiem oczywiście.

 

Dziś niespodziewanie odwiedziłem mieszkanie. Pan rurze od wody zaprezentował cios z młotka. Akurat wszedłem, jak pan wylewał jedną ręką wodę z jednego wiadra, a drugie podstawiał pod rurę. Mistrz od Remontu w tym czasie zakręcał wodę w bloku.

Ja wiem? minęło może 15 minut i wpadł Michał – hydraulik blokowy. Hm, nie blokowy, bo to brzmi dziwnie – hydraulik osiedlowy. Na koniec rzekł, że raport napisze. „Ok, pisz, dziękuję“. Wielkie mi mecyje, rura pękła. Ludzie litości.

 

Ta stara raszpla, co skargę pisze też nie zapomniała wspomnieć o braku wody w bloku. No dramat. 15 minut rury były suche.

 

Poinformowałem sąsiada, co robi remont, że już przestaję być miły. On też zamierza zachowywać się podobnie.

 

Chiałem spuścić wodę w pionach, żeby wymienić zawory przy kaloryferach. Po 10 minut rozmowy z panią z administracji machnąłem ręką i poweidziałem, że anuluję moją prośbę. Ręce opadają. Ja chcę założyć nowe, srebrne zawory, bo miedziane mi się nie podobają. Pani nie rozumie tej faneberii. Po co? Ale dlaczego?

W końcu przetrawiła wiadomość, że ktoś ma taką zachciankę i wyjęła mi jakiś zawór i poinformowała, że tylko tej firmy produkty mogę użyć, bo regulowane to wszystko było ostatnio i produkt innej firmy może, ale tylko może, popsuć instalację. Nie spodobały mi się te żółte zawory i anulowałem zachciankę. Oczywiście ewentualnej wymiany zaworów może dokonać ekipa polecana z administracji, na mój koszt, bo zrobiłbym to dla zachcianki, a nie że są popsute, czy jest awaria.

Remont? Nie polecam. Choć może i polecam, bo za chwilę użeranie się z administracją może podnieść temperaturę, skoro jutro już tylko 20 stopni, a od czwratku 13 – 16!

prysznic dzien 2

Brak komentarzy

  • renata

    Przykro mi Maciek i prawdziwie współczuję, ale mnie to nic a nic nie dziwi… z remontem jest tak ZAWSZE. Zawsze jest to “coś” … i nie wiem czemu, ale wcześniej czy później wszystko rozbija się o…rurę gazową albo hydrauliczną…no cholera…w ciągu minionych 6 lat przerabiałam 3 poważne remonty, w tym jeden oznaczał przebudowę domu i…zawsze to była jakaś rura;-)

    Nie chcę mówić…”a nie mówiłam?” – ale “mówiłam” obserwując Twoje optymistyczne podejście do remontu… Przeszkody są zwykle nieprzewidywalne, niezależne od planu…po prostu zawsze coś się wydarzy, co powoduje obsuwę lub kłopoty. I wkurz.

    • mdobrogov

      nieee. To, że rura pękła, to nic. No pękła i już. Co do ekipy, to jakoś jestem spokojny. Wkur mnie tylko uprzejme sąsiadki. Nie mają co robić i się nudzą

  • renata

    PS. Nazwanie tej cieniutkiej ścianki kuchennej “nośną” to mnie nawet prawdziwie ubawiło:-))) Przecież ona wyglądała na taką nośną, co aż strach się o nią oprzeć, by się nie rozwaliła;-)

Skomentuj mdobrogov Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!