podróże,  usa

ostatnie dni 2013

Do Clubu 55 podeszliśmy żwawo. Miejsce dosyć ciasne i wąskie. Ensamble już grał jazz ale nie było gdzie się wcisnąć. Wróciliśmy na Bleecker Street. Pokręciliśmy się po kwartale i zmarznięci weszliśmy do piwnicy do Zinc Club. Ciemno jak w ….

Ale okazało się, że scena jest i czeka. Grać miał kwartet Misha Piatigorsky. Okazało się po chwili, że kwartet jest w składzie … pięcioosobowym. Trąbonista-puzonista Andy Hunter był w Mieście, więc Misha go prędko zwerbował. Nie przekonywała nas tylko saxofonistka ale występ bardzo fajny. Jak się okazało klub wysoko oceniany przez odwiedzających. Na wszelki wypadek nie płaciliśmy kartą, bo ponoć doliczają po 15$ od głowy za wejście.

W sylwestra umówiliśmy się na poranny shopping na Mieście. 7:40 otwierali Century 21. Później pojechaliśmy w okolicę 5 alei i Empire State Building, żeby dokończyć dzieła. W taxi było koszmarnie gorąco ale przynajmniej wygodnie i szybko.

Po 10 rano na Times Sq pożegnałem się z Państwem na K., które odlatywało tego dnia do Polszy. Wyprowadziłem się z hotelu i pognałem na autobus do Jasnego Zieleńca.

Ula mnie zgarnęła z przystanku i pojechaliśmy na zakupy sylwestrowe. Planów żadnych – ot, w domu, w ciszy i spokoju posiedzieć.

Ale oczywiście nic z tego nie wyszło. Państwo na K. zawróciło się z lotniska. Postanowili jednak spędzić ostatni dzień 2013 roku z przyjaciółmi. No biggie. W ciągu kilku godzin przebookowaliśmy bilety Państwu na 1 stycznia i z kameralnego sylwestra wyszły nici.

W związku z wcześniejszym, poszliśmy z Panem na K. do Bottle Kinga, żeby zaopatrzeć się w ilości wystarczające na dobrą zabawę wszystkim domownikom. Oczywiście w domu młyn. Rosja już o 15 przywitała Nowy Rok, więc skajpowanie na wschód, do rodziny Saszy. Następnie szampan numer 1 o 18.00, coby z Polską się skorelować. I trzeci raz 2014 rok przywitaliśmy już zgodnie z naszą strefą czasową. 3 nowe roki w jednym. Eh. Taniej niż w sklepie, serdecznie polecam.

Dziewczyny raczyły się bacardi z grenadine, zatopione w soku pomarańczowym. A panowie – burbon, single malt, burbon. Burbon mnie wypełniał. O drugiej rano ścięgo z nóg i tak zakończyłem stary rok.

Na drugi dzień spacer po parku i odwózka Państwa na K. na Newark.

Niestety ceny biletów w ciepłe kraje USA podskoczyły znacznie, tu gdzie jestem jest przejmująco zimno, więc siedzę w polarze i stukam te wpisy. Pakowałem się 4 minuty przed wylotem do USA, więc niewiele mam ze sobą. Na szczęście z poprzednich wizyt mam tu już całkiem pokaźną wyprawkę – dwie pary butów, w tym jedna bardzo zimowa oraz polar, który niestety elektryzuje się tak, że jak go zdejmuję, to iskry lecą.

 

C nofom godom!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!