niedziela na Mieście
W kościele nie byliśmy ale koło paru przeszliśmy, więc chyba odbębniony rytuał.
Oczywiście obudziłem się wypoczęty o 3:30 i się zastanawiałem co by tu robić do 8:30. Jakoś zleciało.
Od wczoraj wieczorem zaintrygowało mnie strasznie, jaki mam widok z okna. Odsłaniałem dwa razy kotary ale nic nie było widać. Ciemno i czarno. Postanowiłem poczekać do rana i sprawdzić to w świetle dnia. Zamurowało mnie.
Przez Times Sq przeszedłem do miejsca spotkania z Panstwem. Fajnie mało ludzi. Można było się zatrzymać i kątem popluć.
Pojechaliśmy do WTC 9/11 Memorial. Więcej wchodzenia niż zwiedzania. Kolejka jakaś pokrętna plus kontrola jak na lotnisku. Ale pomnik fajny wymyślili – dwa baseny z dziurą.
Później dojechała Ula i się z nią bawiliśmy. Cały dzieńlało, więc próbowaliśmy zabić czas shoppingiem. Ale całe towarzystwo z Manhattanu też postanowiło to zrobić.
Podjęliśmy męską decyzję, że w pubie posiedzimy, aż nie przestanie padać.
Posiedzieliśmy w dwóch przybytkach, pogadaliśmy. Ula pojechała do swoich chłopaków, a my się rozeszliśmy po hotelach, coby na wieczór się przygotować.
Oczywiście wszystko masakrycznie mokre – buty, skarpety, dżínsy, kurtka przemoknięte.
Zakańczam, gdyż muszę polecieć kupić nowe, suche obuwie przed spotkaniem Państwa.
PS. Drogie Państwo, 19:30 na rogu 44 ulica i 8 alaja będę. Powineinem zdążyć z szopingu butów.