życie

Run Forrest run

Przebiegnij Warszawo dziś było. Ustawiliśmy się z Panem K. blisko startu. Gdzieś koło 50 metrów lub ciut dalej. Ponoć ludzi było 2 kilometry i startowali przez 10 minut.

Ustawieni tak w boksach startowych słuchaliśmy głupawych komentarzy prowadzącego. Kazali skakać, machać rękoma i tańczyć w rytm muzyki. Jako, że dla mnie to nie była muzyka, więc nie tańczyłem. Na sekundy przed 12.00 powiedziałem tylko do Pana K. – napierd..amy i tyle go widziałem. Endomondo odpaliłem na 20 metrów przed startem. Włączyłem muzykę i popędziłem ile sił w nogach. Przez pierwszy kilometr była walka, dżungla. Biegłem po pasie zieleni po lewej i po krawężniku po prawej. Czyli pokręciłem się trochę. Na drugim kilometrze pani w telefonie powidziała, że lecę już przez 8 minut z kawałkiem. „Oj, źle bardzo źle“ – pomyślałem. „Za szybko lecę“. Na Chełmskiej przed 3 kilometem rozwiązał mi się but po raz pierwszy. Nici z bicia rekordów na 3 kilometry i testu Coopera. Na Sobieskiego pani o kuli beztrosko przechodziła przez ulicę. Cudem wyminąłem. Idiotka. Skręt w lewo i pod górkę po Spacerowej i Goworka to już nie zabawa. Myślałem, że zejdę z trasy, że na czworakach się wdrapię. No cholera za szybko zacząłem. Czekałem też na kolkę ale szczęśliwie mnie nie dogoniła. Ufff. Na 4 kilometrze była jakaś atrakcja zorganizowana przez ING. Zauważyłem li tylko, że asfalt pokryty jest jakimś gumoleum pomarańczowym. Kibiców nie dostrzegałem. Muzyki też prawie nie słyszałem. Sunąłem tylko przed siebie. Wyczekiwałem tylko pani w uszach, która odliczała kolejne kilometry. Mówiłem, a właściwie błagałem – „mów już!“. Pani w uszach informowała mnie co kilometr, więc jej głos był zbawieniem. Na 5 kilometrze miał być catering. Nie było. Po mojemu, pojawił się on dopiero w połowie, między 5 a 6 km. Przytrzymałem się po kubek wody, bo niestety nie nadążali wolontariusze, żebyśmy w locie mogli łapać. Udało mi się wlać do gardła dwa łyki. Reszta poszła na okolice klatki piersiowej. 6, 7 i 8 kilometra nie pamiętam. Wiem tylko, że wtedy but po raz drugi się rozwiązał. Zacząłem wtedy wątpić w dobry wynik i postanowiłem porozglądać się czy Pan K. mnie nie dochodzi. Miałbym wtedy kompana do biegnięcia.

Ucieszyłem jak dziecko jak brałem wiraż z Marszałkowskiej na Aleje Jerozolimskie. To już tylko kilometr z kawałkiem, z moim tempem, to już tylko 10 minut! Dam radę! I już było super, leciało się jak na skrzydłach. Z wielką radością zlatywałem po Myśliwieckiej z górki. Już witałem się z metą. A tu nagle Pani z Endomondo mówi – Ten kilometers in 44 minutes and 49 seconds! Jesssu, ależ czas wykręciłem!!! Nie chce mi się już biec ale mety nie widać. Z górki powyprzedzałem z kilkadziesiąt osób ale straciłem siły na finisz. Z powrotem mnie powyprzedzali.

Zabiłem sobie brawo na mecie.

15 000 osób zarejestrowało się. Prawie 11 900 osób ukonczyło bieg. W swojej kategorii wiekowej zająłem 305. miejsce. Generalnie byłem 1 761! Wstępny, oficjalny czas to 48 minut z kawałeczkiem. Tylko, że na mecie Endomondo zarejsetrowało mi 10 910 metrów. Heh, ale i tak jestem dumny z wyniku.

A dzień wcześniej przeleciałem dyszkę na Grand Prix Warszawy w czasie rekordowym 47 minut 27 sekund. Jak widać z biegu na bieg się rozkręcam.

Pan K. był tuż za mną, jak się okazało. Też super wynik i performance. Gratuluję!

 

A z muzyki, to o Edzi Bartosiewicz nie będę pisał, bo szkoda atramentu. W dwa dni złota płyta w Polsce. No, hm, errrr. Ke? Czemu? Jak to? Pani artystka sama przyznaje, że to nie jest najlepsze dzieło, a właściwie to płyta z 2002 roku. Niesetety słychać i czuć. Z nowości na krążku dodam, że pani Edzia Be piszczeć zaczęła.

 

A druga płyta mnie zaskoczyła. Nie nastawiałem się na nią, bo jakoś zespół mnie znużył. W TVP Kultura w piątek, w programie kulturalnym rozmawiano między innymi o tym krążku. Wszyscy mieli pozytywne opinie. Że zespół nic nie musiał, że nagrał płytę tak naprawdę dla siebie. I z tym się zgadzam. Nagrali ją dla siebie i dla mnie. I podejrzewam, że każdy odbiorca tej płyty tak może powiedzieć. Bardzo fajny album panom z Kings of Leon się udał. „Mechanical Bull“ ożywiło mnie, bo ostatnio nie było nic do słuchania.

 

Z innych, sporotwych ciekawostek. Serena Williams wpadła na półfinał lekko kontuzjowana. Pomachała rakietką, wzięła przerwę medyczną na masaż i zdewastowała naszą najlepszą tenisistkę 6-2 6-2. Eh.

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!