MasaUciech’s czyli ja w Bostonie
Zabukowałem się jednak do Bostonu. A tak mi się nie chciało jechać. Bilet kupiony w megabus.com, czyli w takim naszym polskibus.pl. Ceny od 1$, klima, wi-fi, itd. Nawet te same modele autobusów, tylko w innej kolorystyce. Przystanek na 34th ulicy między 11 a 12 aleja. Tak daleko na zachód jeszcze nie bylem. Jedziemy wzdłuż rzeki Hudson River. Mijamy jakieś muzeum z wielkim lotniskowcem przy brzegu.
Tyle na razie. Podziwiajmy zachód Manhattanu. Północ też.
Pokój mam 632.
Po 10 km siadłem w pubie. Zamówione fish&chips oraz Guinness.
Z Manhattanu wyjeżdżaliśmy Amsterdam Ave. Przy północnym rogu Central Parku skręciliśmy w 7th, która zmieniła nazwę w Adam Clayton Powell Jr Blvd. Już byliśmy w Harlemie i zaraz po – na Bronxie.
Zawsze chciałem zobaczyć północne wejście do Central Parku. Teraz widzę, że ciekawie tu, więc może w końcu przejdę cały park.
Po ponad 4 godzinach z jednym postojem w Wendy’s gdzieś w stanie Konetikat dojechaliśmy do Bostonu.
Wg mapy googla do hostelu przy 40 Berkeley St miałem 28 minut. Zaszedłem w 15. W drodze pomógł mi telefon. Przemknąłem przez słabą moim zdaniem China Town i trafiłem na część miasta z “awaria światła”. Aż się bałem aparat wyciągnąć na robienie zdjęć.
Hostel jak hostel. Mały pokój i małe łóżko. Ale przynajmniej można się ruszyć. Szybki rekonesans toalety i łazienki oraz przegląd otrzymanej w recepcji makulatury. Mapa uproszczona z narysowanymi wszystkimi atrakcjami.
Wpierw poszedłem pod sławną już bibliotekę bostońska. Dużo ekip tv, dużo turystów, dużo pamiątek na cześć ofiar i poszkodowanych.
Pokręciłem się po tej części miasta i przeszedłem przez Harvard Bridge. Zaraz za nim byl MIT – Massachusetts Institution of Technology. Na Harvard nie poszedłem. Byłem w drodze ale zobaczyłem mapę kampusu i było mi szkoda czasu. Wzdłuż rzeki doszedłem do Longfellow Bridge i wszedłem w przeuroczą Charles Street.
Doszedłem do Boston Public Garden i Boston Common. To taki niby Central Park tutejszy. Dużo ludzi aktywnych grających w rożne sporty i pasywnych, leżących na trawie.
Moje wrażenia dotychczasowe:
– jak się przechodzi na światłach?! Nie wiadomo o co chodzi. Samochody jada, a piesi idący w tym samym kierunku maja czerwone. Jak jest zielone dla pieszych to wzdłuż i wszerz. No nic, ja chodzę po nowojorsku,
– rowerzyści są w odwrocie,
– od groma biegających! Za chwile wyprą pieszych z chodników. Za chwile będą domagać się swoich praw,
– kilka osób powiedziało mi, ze Boston to bardziej europejskie miasto. Coś w tym jest.
Jest ryba z frytami. Porcja słuszna. Szkoda, że piwo jakieś przymałe. Pinta! Ciekawe ile daje się tu napiwku? I czy od jedzenia tylko? Czy od wszystkiego?
Fajnie graja w pubie. Black Sabbath, Nine Inch Nailz “Head like a hole”, a teraz “Smells like …” Nirvany. Mam nadzieje, że nie zagrają… Nie kończę bo nie chce zapeszyć. No dobra, mała podpowiedz: niestety Aerosmith jest z Bostonu.
O Jesssu, wykrakałem! N’Sync! No nie! Bye Bye Bye. Zaraz po nich był Justin Timberlake i Bieber.
Co do napiwku to dam 15%. I tak więcej tu nie przyjdę. Muzykę puszczają nienajlepsza. Rachunek wyszedł 26,90$, dałem 30$. To ile to %?
Coś jest w tym mieście. Jest europejskie. Ale jak ktoś zapyta w jaki sposób jest europejskie, to nie odpowiem. Trzeba tu przyjechać i samemu zobaczyć.
Odczuwam zmęczenie łażeniem. Niepotrzebnie siadłem. Ale soki trawienne już do gardła podchodziły. No nic. Pomału będę kierował się w stronę hostelu. Może jakiś sklep znajdę po drodze, to kupie ambrozje do pokoju.
Oczywiście poszedłem w druga stronę. Przy ulicy Hannover postanowiłem twardo, że wracam. Ściemniło się. Miasto bardzo ładnie oświetlone i podświetlone. Przeszedłem dziś cale miasto.Co będę robił jutro do 15? Ponad 13 km zrobione. Idę spać.
Hostel niestety porażka. O ile hałas zza okna mi nie przeszkadza, to zza ściany już tak. Myślałem, że sąsiad demoluje pokój. Dopiero jak wsłuchałem się, to rozróżniłem co jest otwieraniem szafek, a co przewracaniem się na łóżku. Posłanie koszmarne. Poduszka wpada w szparę miedzy ścianą, a materacem. Każdy ruch, to głośny odgłos sprężyn. Nie wyspałem się. Prysznic rano wydawał się bardziej ożywiony niż ja. Ale zapach mego ciała wygrał i wszedłem za zasłonę. Flip flop kupić można było za 2$. Jak znalazł pod prysznic.
Czegóż się można było spodziewać za 84$. Za 200$ można było znaleźć coś bardziej wyszukanego. Nie ma co marudzić. Żyję i mam się dobrze, wyśpię się w autobusie.
Zadzwoniła rano Ula, to ja poprosiłem, żeby kupiła mi bilet na 12 lub 13 godzinę. Do 15 to ja nie mam już co tu robić. Plus, byłbym późno w Mieście, a w Fair Lawn jeszcze później.
Pochodziłem po Bostonie. 6,5 km, czyli na Boston poświeciłem 20 km. Poszedłem do Hannover Street. Ulica już nie w takim splendorze jak w nocy. Trzymałem się głównie nabrzeża i poszedłem na bostońskie picie herbaty, które akurat było przy South Station, skąd odjeżdżał autobus.
W amerykańskim autobusie wi-fi na tabletach działa tak samo słabo jak w polskimbusie.pl. Szlag mnie trafił, więc nie mogłem ani oddać biletu na 3 p.m., ani sensownie pomailować. Właściwie to net działał 15 sekund.
Do Miasta wjechaliśmy o 4 p.m. Ale przebijanie się do 28th ulicy zajęło nam prawie godzinę. Na Harlemie ciemno, na Upper West Side widno. Ot taka ciekawostka.
Zdążyłem na 5:18 p.m. do Jasnego Zieleńca i jestem.
Widzialem w Stanach:
Nowy Jork
Philadelphia
Princeton
San Francisco
San Diego
Las Vegas
Los Angeles
Washington
Boston
Moja top 3, to NYC, Boston, San Francisco. Pierwsze miejsce bezsprzecznie dla Miasta, pozostałe – w dowolnej kolejności.