podróże,  usa

911, czyli spotkanie z FLPD i biurem Szeryfa

No okradli nas! Wpis może zawierać wulgaryzmy.

Jakieś chujki włamały się do mieszkania!

Co by było, gdybym zdążył na ten 4:10 p.m. wczoraj?! Nawet nie chce o tym myśleć. W sumie to nie wiem kiedy to się stało. Na pewno miedzy 9:50 a.m. a 5:30 p.m.

Wracam do domu, patrze – ulotki na podjeździe i na ganku. Nowość. Nigdy nie spotkałem się z czymś takim. Ale myślę sobie, no cóż, ulotki pewnie rozrzucają wszędzie. Teraz tak myślę, ze jednak wchodzenie na posesje nie jest właściwym zachowaniem. Wszystko się zazwyczaj rzuca na front yard.

Otwieram moskito drzwi i widzę, ze tylne drzwi są otwarte. Telewizor stoi na podłodze, a drzwi pod zlewem są otwarte. Te drzwi mnie zmyliły. No bo co można spod zlewu ukraść? śmieci? Akcja “niewidzialna ręka”? Coś mnie jednak podkusiło sprawdzić, czy są komputery, bo to w sumie najcenniejsze rzeczy dla złodzieja. Bo co innego? Kasy raczej się nie trzyma w domu. Komputery były, wiec stwierdziłem, ze pewnie Sasza wrócił wcześniej i coś majstrował przy tv i przy kompie pod tv.

Aha, na stole stała torba z dokumentami i książeczki czekowe leżały obok. No pewnie rura pękła pod zlewem i Sasza szybko poleciał do sklepu po zakupy. W domu panował porządek.

Na wszelki wypadek dzwonie do Uli zapytać, czy ktoś był w domu? Może jakiegoś majstra ewentualnie zamówili. Ula nie odbiera, czyli wyszła z biura. Dzwonie do Saszy, ten tez nie odbiera. Wyciągam maczka i sprawdzam pocztę i czekam na Państwo, które zaraz przyjechało. Ula wchodzi pierwsza. Pytam się, czy ktoś był wcześniej z nich w domu. Ula mówi “nie. Okradli nas”.

Wszedł Sasza, zamieniliśmy dwa zdania i już Ula dzwoni na “911”. Pani kazała opuścić natychmiast dom.

Przyjechali najpierw oficerowie z Fair Lawn Police Department w liczbie 3. Zdałem relacje, co się stało, bo wyszedłem ostatni i wróciłem pierwszy. Panowie poszli zrobić wywiad środowiskowy. Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał.

Okazało się, ze garaż tez splądrowali. Zniknęły 3 rowery, generator prądu, dmuchawa do liści i podkaszarka.

Debile te złodzieje. Jeśli przeszukali wszystkie szuflady w garażu, to musieli znaleźć klucz od domu. Nie trzeba by było wyłamywać drzwi. Pan główny oficer okazał się mieć korzenie włoskie, wiec sobie porozmawialiśmy czekając na detektywa.

Zapytali się nas policjanci czy coś zginęło. Powiedziałem, ze nie wiem. Wszedłem do domu, zobaczyłem co zobaczyłem i wziąłem mój laptop, telefony oba leżały na stole, wiec nie pomyślałem o złodziejach. Później skojarzyłem, ze w szafie miałem – paszport, obiektyw, 500$ w gotowce, kartę do bankomatu, dwa blackberry. Już się pożegnałem z tymi rzeczami.

Poczekaliśmy na detektywa oraz grupę “dochodzeniowa” od Szeryfa. Weszliśmy zrobić oględziny. Mój pokój był nie ruszony. Góra za to cala przewalona ponoć (nie wchodziłem, wiem z relacji innych). Pan detektyw powiedział, ze wystarcza 3 min, żeby zrobić dom. Złodzieje wiedza czego szukać i gdzie. Najczęściej są to sypialnie. Tylko nie wiem po co pokój dziecka plądrowali. Młody by się wkurzył, gdyby zabawki poginęły.

Także na gorze byli, w piwnicy raczej nie. Na dole zaczęli od biura, bo wyciągnęli stamtąd ta torbę z dokumentami i książeczkami czekowymi. Coś musiało ich naprawdę spłoszyć. Zakładamy, ze listonosz.

Grupa dochodzeniowa porobiła zdjęcia. Na podjeździe pan postawił numerki od 1 do 3 przy tych ulotkach. Później wyciągnęli proszki i pędzelki i zaczęli opylać dom, głównie drzwi, drzwiczki, tv, gdzieniegdzie ściany.

W sumie pan detektyw opuścił dom lekko po 21. Okazał się on być o korzeniach litewskich. Jakoś europejsko się porobiło.

Sasza stwierdził, ze chyba nie ma paszportów, świadectwa jego narodzin. Czyli to co najgorsze – identity theft. Ale przeszukał torbę raz jeszcze i znalazł. Uff.

Z domu zniknęły – biżu, mały laptop oraz pamiątka chrztu małysza.

Dziwne, ze nie wzięli dwóch tabletów leżących na stole. Stwierdziliśmy z Sasza, ze te nowsze urządzenia są łatwe do namierzenia. Teraz sadze, ze nie mieli czasu na zabranie ich.

W kuchni w szufladzie tez leżą jakieś grosze i tez nie zabrali ich.

Proszek, który sypali najlepiej zmyć płynem do mycia naczyń. Lysol jakoś rozmazuje wszystko.

Na ochłoniecie pograliśmy sobie w bierki oraz w domino. Ja i Ula patrzyliśmy na obrazki, a Sasza patrzył na cyferki na kostkach przy tych obrazkach. Heh, inna percepcja u tych Rosjan.

Dziś jest zimniej niż wczoraj i nie ma słońca. Popilnuje chyba dziś domu.

 

Brak komentarzy

Skomentuj m Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!