życie

Cukrowy człowieczek

Chodzi za mną i nie może się oderwać Cukrowy Człowieczek.

„Cukrowy człowieczku może byś się pospieszył, bo jestem zmęczony takimi scenami”

Pani Agnieszka Szydłowska, ostatnia z ostatnich w tym moim radyju Program 3, zachwyca się i rozpływa nad ilustracją muzyczną do filmu „Sugar Man”.

Film – laureat Nagrody Publiczności na festiwalach w Sundance, Nowym Jorku, Los Angeles, Melbourne. Uniwersalna i zaskakująca opowieść o potędze przypadku i roli szczęścia w ludzkim życiu. Ten trzymający w napięciu film przedstawia niewiarygodną, pełną niespodzianek, a do tego prawdziwą historię życia Sixto Rodrigueza, piosenkarza, któremu wróżono karierę większą niż Bobowi Dylanowi, a o którym… nikt nie słyszał.

Za dźwięk posłużyły płyty Sixto Rodrigueza z roku 1970 (Cold Fact) i 1971 (Coming from Reality).

A sam Pan Rodriguez? Jesus Rodriguez, to taki muzyk, siedemdziesięciojednoletni. Jakiś czas temu mylnie sądzono, że pan skomitował suisajd. Ale nie.

Co do wspomnianego radia, to mogę powiedzieć tyle, że rzesza zniesmaczonych słuchaczy jest coraz większa. Nie da się już tego radia słuchać. Ten drażni, ten się powtarza, a tamten masturbuje się własnym głosem, mając w nieuwadze słuchaczy. No nie da się słuchać. Dlatego z wielką radością napawam się powrotem pana Kaczkowskiego. Na nowo do łask mych wróciła Agnieszka Szydłowska, wspomniana wcześniej. I jak widać z wielkim sukcesem. Jeden prezenter zaprasza do studio Stevena Wilsona, a druga prezenterka zapuszcza mi w ucho takiego pana Jesusa. Biorąc pod uwagę moją wiarowość, a może religijność byłoby trafniej powiedzieć, nie byłoby, to taki pan Jesus nabiera zupełnie innego wymiaru i znaczenia. Znak to jaki? Przenawrócić się mam, czy co? Omen!?

Porzucam myśl o Trójce, bo im mniej słów o niej, tym bardziej ilustruję moje obecne emocje do niej.

Ach, ostatnia myśl o radio – wczoraj można było usłyszeć i zobaczyć koncert Hey. No Kasia nie ubrała się. Zdążyłem ją przedwcześnie shejtować w mailu do pani inż. ze Szczecina ale w kolejnym mailu prostować i przepraszać musiałem. Kasia się wytłumaczyła. Kreacja jej się zniszczyła tuż przed wyjściem i, jak sama powiedziała, musiała wystąpić w tym koszmarnym płaszczu. Niestety, nie zmienia to faktu, że wyglądała jak własna babcia.

Kurcze, denerwuje mnie ten darmowy Majkrosoft Office. Poprawia automatycznie wyrazy na jakieś głupie, a polskich błędów ortograficznych nie chce poprawić. Chyba ogłupiały jest i zdezorientowany, bo niby laps amerykański (?made in china?), a Office polskość na nim wymusza. Nieumiejętnie i nie po polsku wymusza.

Koncertu nie dosłuchałem, bom do kina poleciał na „Drogówkę”. Mocny i ciekawy, jak w sumie każdy film Wojciecha Smarzowskiego. Z głupszych tekstów:

Pan policjant obstawiający wizytę papieża pyta się wiernej: Pierd…lisz się, czy trzeba z Toba chodzić.

Chodzić, nie chodzili, ale tą pierwszą czynność wykonali. W sumie, to cwana gapa z tej wiernej paniusi, bo dosyć szybko oskarżyła pana władzę o gwałt. Oczywiście bez skutku żadnego.

Po kinie SlodkoKwaśna zaproponowała kulinarno-filmową noc. Jak zwykle obejrzeliśmy ostatnie odcinki naszych ulubionych seriali oraz nowość „The Following” z Kewinem Bejkonem. Bardzo fajny serial, zapowiada się na dobry. Ponoć taki a la Dexter, którego z reszta nie widziałem, więc nie wiem. Może i Dexter, a może i nie. W każdym bądź razie tu nie policjant morduje. Przynajmniej jak na razie (dwa odcinki widziane).

Oczywiście przed seansem filmowym trzeba było się kulinarnie wykazać. Rozcinanie rybich brzuszków i wyciąganie rybich flaczków. Czynność, o mniej womitowym skojarzeniu, zwana również patroszeniem. Myślałem, że nie dam rady. Ale dałem. Nie znajduję tej aktywności na pierwszym miejscu moich ulubionych rzeczy, które lubię robić. A właściwie to przyznaję jej jedno z ostatnich miejsc w tym rankingu.

Ale rybki, stinksy, czy jak tam one się nazywały, smakowały wybornie. Potraktowaliśmy je mąką i głębokim olejem.

W sobotę rano, jako że w piątek zaproponowałem sobie kompletne nicnierobienie, zerwałem się z łóżka o 6 i już chciałem do Lidla lecieć. Ale między kuchnią, a salonem zorientowałem się, że w tym tygodniu już byłem. Padło na pobliskiego, nie ulubionego przeze mnie, Kerfura. Tak się pospieszyłem, że po przyjściu okazało się, że jeszcze zakryte. Słabizna! I chyba też skandal. Takiego Lidla otwierają o 7!

W rezultacie kupiłem to co chciałem, i trochę tego co nie chciałem, ale przydało się. Oczywiście zapomniałem o najważniejszym – o mące razowej. Musiałem parę godzin później pójść znowu. Ale bułeczki wyszły pierwyj sort.

Niedobrze, kabel zasilający lapsa się przetarł. Co się ruszę, to słyszę piknięcie, że zasilanie z kabla jest albo nie ma. Mam nadzieję, że nic mnie nie kopnie.

Wstałem dziś rano. Lekko niewyspany ale w sumie w dobrej formie. Zachcialo mi się spaceru ale na szczęście posiadanie długich włosów tu się przydało. Zanim hery wyschną i szopen się ułoży, to niemądre pomysły znikają.

Dziś chyba byłbym w pewnym Mieście. Chciałem zrobić pewną niespodziankę pewnej osobie. Dogadałem się w styczniu z jej panem i już tylko bilet było kupić. Ale z planów nici wyszły, czyli nic. Poza tym, co ja bym robił w taką pogodę w Mieście? Ale chodzi mi po głowie pewna wycieczka, pewne miejsce, pewne Miasto. Może już wkrótce? Może…

Wczorajsze wczesne wstanięcie zaowocowało porządkami. Tymi w miejscach widocznych i tymi w miejscach zakrytych drzwiami od szafek. Wyprzedaję i rozdaję… Szkoda, że w Polsce nie ma garażowych wyprzedaży. Zdarzało mi się zostawiać niechciane rzeczy na klatce na parterze przy wejściu. Szybko znikały.

Ale teraz wyprzedaję lub rozdaję w dobre ręce. Nowiuśkie i nieużywane: szejker, termos metalik, termos i kubeczki w skórze. Anybody? Pani inż. ze Szczecina już się zasadziła. Ok., nie przesadzam z tym zasadzaniem. Zaproponowałem jej, a ta powiedziała, że czytam jej w myślach, czy coś podobnego. W takim razie niech ma i niech używa. Bo ja nie używałem, nie używam i używać nie będę. Przynajmniej trafiom w dobre ręce.

Z książek przekonałem się do e-booków. Nie kupuję już kolejnej zabawki w postaci kindle’a, postanowiłem sprawdzić aplikację kindle’owską na moim tableciku. I sprawdza się. Strona może być biała, czarna albo w sepii. Literki większe, mniejsze albo w sam raz. No pyszna zabawka. Właśnie zakańczam Hugh Laurie’ego i jego „Sprzedawców Broni”. Nie byłem fanem Dra Hałza. Widziałem może ze dwa odcinki podczas kulinarnych mityngów u SłodkoKwaśnej ale to tyle. Książka czyta się szybko. W zabawny sposób pan pisze. I nie wiem czemu mam twarz autora przed oczami jak czytam? Tego już nie wiem.

Z muzyki zafascynawiam się nowym Nickiem Cave’em We No Who U R. Singiel usłyszany raz, a już zdążył mną trzepnąć, czy też zainteresować.

Nowy Bowie? Hm, no nowy jest. Fajnie, że coś nagrywa. Ale chyba już szału nad Where Are We Now nie ma. Pewnie raz na jakiś czas przypomnę sobie. A może kupie i płytę, o ile ją wyda?

Depeche Mode? Hm, ten Heaven to nie jest to na co czekałem. Na koncert nie pójdę, płyty raczej nie kupię. Ale! Bo zawsze jest jakieś ale. Słyszałem już zapowiedź drugiego singla i brzmi o wiele lepiej i zachęcająco. Może zatem zmienię zamiary co do DM? A w szkole podstawowej byłem takim depechem!

W tamtym, młodym czasie, uwielbiałem kilka zespołów i artystów:

Madonna – jak skończyła albo jak wygląda muzycznie dziś wszyscy wiemy. Poświęcony nawet post Królowej Popu ostatniej płycie był. Czy to zdanie ma ludzki i logiczny szyk? Bo chciałem wykazać się inteligentnym zmieszaniem ustawienia wyrazów w zdaniu? Pamiętamy ten post, nieprawdaż? MDNA, strzeżmyż się było powtarzane jak mantra we wpisie.

Bon Jovi – kto? Wtedy wydawało mi się, że wokalista ma takie super włosy. I jak ja będę duży, to zapuszczę sobie takie same. A teraz, jak widzę jakieś ich teledyski z lat 80-tych ubiegłego wieku, to stwierdzam, że włosy miał jak baba.

The Cure – jakoś naturalnie zainteresowanie minęło. Słuchałem jeszcze w 2000 roku ich Bloodflowers ale już nie zrozumiałem tego i nie porwałem się ich utworami. No może Last Day of Summer jeszcze pociągał i wciągał ale to już było ostateczne rozstanie z zespołem.

Depeche Mode – lubiłem, lubię, czasem posłucham. Ale to nowe cudo jakoś nie rzuca na kolana i nie tarmosi.

A pies na zdjęciu mnie po prostu rozbawił.

W rezultacie nagrałem sobie takie coś:

Sixto Rodrigez – Sugar Man

W sumie wiadomo czemu

Asaf Avidian – Different Pulses

A takie ciekawe, nietuzinkowe dźwieki

Jessie Ware – Wildest Moments

Powrót do łask po dłuższym czasie. Fajny głos, fajna piosenka. Teledysk, prosty, mnie przekonał, i daję pani znowu szansę na śpiewanie na moich składanych płytach.

Bruno Mars – Locked Out of Heaven

Jak dla mnie sprytna piosenka, sprytna aranżacja. Fajny głos. Zdolny, młody chłopiec.

Rihanna – Diamonds

Wraca do moich łask. Moje uwielbienie do tej piosenki jest wprost proporcjonalne do znienawidzenia pani inż. ze Szczecina.

Andy Burrows – Because i know that i can

Lubię Editors, lubie niektóre rzeczy Razorlight. Lubię bardzo projekt panów z obu wspomnianych zespołów – Smith&Burrows. 2+2=4 i wszystko jasne.

Y’akoto – Y’akoto’s babyblues

Kolejna jakaś płacząca pani znaleziona w jakims buszu. No oczywiście koncert już miala w Polsce. Tylko, że ja wtedy nie wiedziałem kto to i co to. Ale babyblues miłe. To niech mi gra

The Lumineers – Ho hey

Proste granie. Ho, hej, I belong with you, you belong with me. Heh, takie skrzaty leśne.
The Wallflowers – Love is the country

Niby nic nadzwyczajnego. Ale gra mi.

Maroon 5 – one more night

Lubię głos tego pana. I taka melodia nie głupia I nie skomplikowana.

Justin Timberlake + Jay Z – Suit & Tie

Lubię go. Piosenka nie przekonuje ale z kazdym odsłuchem …

Sean Rowe – Downwind

Głos i prosta melodia

Neil Finn – Song of the Lonely Mountain

A bracia Finn zawsze mieli dobre nagrania. Usłyszane zawsze raz, zawsze jakoś znienacka, zawsze zaciekawiali mnie.

Ed Sheeran – Give me love

Ze sto lat temu dałem panu szansę. Nie przekonał. Kariera jego płyty „+” wygląda tak: pan ją nagrał sto lat temu. Przez pierwsze półwiecze niesamowita popularność w domu, czyli UK, później jakiś czas Europa odkrywała plusa, a teraz Stany. No to daję druga szansę. Ale może niech pan coś nagra nowego.

Anthony Hamilton & Elayna Boynton – Freedom

Rick Ross – 100 Black Coffins

John Legend – Who Did That to You

3 pozycje z filmu “Django”. Film mi się bardzo podobał. Ale zdania są podzielone. 2 na bardzo na tak, a 2 na „no może być. Nie porywał”

Awolnation – Sail

Macy Gray – Sail

Najpierw spodobała mi się wersja Macy Gray. Dopiero później przypadkowo znalazłem oryginał. To niech mi tu dwa razy gra.

 

 

Brak komentarzy

Skomentuj renata Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!