Enttäuschung und vielleicht Überraschung?
Paryż to chyba ostatnie miejsce w Europie, które chciałbym zobaczyć. No jakoś mnie nie ciągnie, choć wszyscy co byli rekomendują. No nie wiem.
Berlin z kolei to miasto, które mnie korciło. Z jednej strony chciałem je odwiedzić ale z drugiej odrzucało mnie. Bo myślałem, że jakieś industrialne, szare i nudne będzie. Nie chciałem przeżyć rozczarowania (Enttäuschung). Poza tym byłem już parę razy w Niemczech i jakąś nudą wiało. Nudne życie, nudni obywatele. Taki „porządek musi być”.
W końcu się przełamałem. Państwo w Europie na K. chciało na weekend wyskoczyć, to i ja też się załapałem.
6 godzin jazdy samochodem, 4 bramki na autostradzie za 69 zł i już witaliśmy Berlin.
A to ci zaskoczenie! (Überraschung)! Zielono, miejsko, parkowo, fajnie! Takie przyjazne miejsce. Aż dziw bierze, że to Germania!
Zatrzymaliśmy się w Hollywood Media Hotel przy Kurfurdammstrasse. Urokliwa uliczka, z knajpkami dookoła, z pasem zieleni i wysokich drzew rozdzielającym jezdnie. Prawie jak Park Ave na Manhattanie.
Dostaliśmy pokoje 214 i 216 pod patronatem Charles’a Boyer’a i Lino Ventury. Niby 4 gwiazdki ale w łazience musieli zapomnieć zostawić ręczników i kurz na wieszakach od ręczników sobie leżał. Ale jak się okazało w hotelu raptem byliśmy od północy do 8:30, kiedy to wyszedłem na śniadanie i wróciłem później już tylko po rzeczy.
Kulinarnie rządziła kiełbasa. Na każdym rogu wursty pod różnymi postaciami. Spróbowaliśmy dwóch rodzajów, w tym osobliwej Currywurst, czyli kołbaski z curry.
Wzrokowo – też pysznie. Dużo rzeczy robiących wrażenie. Trochę współczesnej historii czyli Berliner Mauer i Checkpoint Charlie.
Przy okazji odwiedziliśmy muzeum Helmuta Newtona mieszczące się przy ZOO. Dziwny pan fotograf. Zdjęcia ciekawie zrobione.
Z innych ciekawostek widzieliśmy: Brama brandenburska, Plac pocztdamski, pomnik zwycięstwa, pomnik holocaustu, S-Bahn, U-Bahn, Reichstag, wyspę muzeum, trabanty.
Pomnik holocaustu ciekawie zrobiony. Są to takie bloki skalne, które wyglądają na mniej więcej równe. Ale jak się wejdzie weń, to się okazuje, że teren jest nierówny i poszczególne elementy są rożnej wysokości. Budynek Reichstagu wielki, monumentalny. Takie przytłaczające gmaszysko.
Pomnik zwycięstwa też imponujący.
Szkoda, że w Berlinie ciężko jest zapłacić kartą. O mały włos, a byśmy musieli zmywać naczynia w restauracji. Rachunek wyszedł ponad 28 euro. Jak nas pani poinformowała, że terminal nie zadziała, to zaczęło się paniczne szperanie po kieszeniach. Ostatecznie stanęło na tym, że polecimy do bankomatu i zaopatrzymy się. Ale pani machnęła ręką i powiedział, że jest ok. Wysupłaliśmy jej ponad 26 euro i 1 dolar. Można by było popracować na zmywaku. Wiadomo „praca czyni wolnym”.
Z kulinarnych ciekawostek, to przypadkowo siedliśmy w australijskiej knajpie. My oczywiście jakieś właściwe przystawki i przysmaczki do piwa, a pani K. wahała się co by tu wziąć. Staraliśmy się ją namówić na wrap’a z kangura. Ale bezskutecznie. Ciekawe jak smakuje.
Berlin polecam. Zdecydowanie pojadę tam jeszcze kiedyś.