życie

Gee…Glee

Hm, pogrzeb Whitney trwał ponad 3 godziny. Kościół New Hope w Newark. Oooo, to blisko Państwa. Mam nadzieję, że nikt z nudów nie umarł. Chociaż na wesoło było. Fajnie to wyglądało. Nie to, żebym oglądał, ale przełączałem sobie TV i padało parę razy to na CNN, to na TVN24, to na coś tam innego. Kevin Costner opowiedział kilka historyjek z czasów kręcenia „Bodygarda”. No na wesoło było.

– A wiesz, byłem na pogrzebie Whitney Houston.

– I jak?

– Boki zrywać

Alicii Keys już nie zniosłem. Nudne to wydarzenie, ale ogólnie wrażenie pozytywne. Ludzie wspominają ją, opowiadają historie z nią związane. Nie ma miejsca na lament i rozpacz. To ja też tak chcę. Chcę, żeby na moim pogrzebie grał Marillion albo Tom Waits i było wesoło. Ludzie mają się cieszyć i wspominać dobre i wesołe rzeczy i sytuacje związane ze mną. Mam nadzieję, że były jakieś.

– a wiesz byłem na pogrzebie mdobrogova

– i jak?

– czytali jego blog. Boki zrywać

Grrr, tak, to chyba nie chcę.

Podsumowując panią to powiem, że fanem nie byłem, płyt nie miałem. Ale za wcześnie. 48 lat!

VIVA TV dała ciała. Tydzień temu zrobili blok o niej. Napisali na ekranie „09.08.1963 – 11.02.2011”. No bo się mówiło, że 48 lat miała. Tylko nikt nie spojrzał, że 1963 + 48 to trochę nie ten rok. Lekkie faux pas, czyli błąd kroków.

Co ja o tej Whitney? A właśnie teraz mnie naszło, że jak Sylwestra spędzałem (jakie spędzałem? Sam zszedł), to pisałem, że „Bodygarda” oglądałem. Znak jakiś, omen znaczy! Ale pamiętam jedną rzecz. Pamięć do rzeczy głupich mam dobrą. Widziałem „The Bodyguard” w kinie. Wiem, wiem, wioska. Byłem w kinie „Pokój” z Ulą. Ciekawe czy to pamięta?

Co do innych telewizyjnych głupot, to muszę się przyznać do czegoś. „Glee” mi się podoba. Znany kolega fotograf mnie zaraził. Puszcza mi jakieś seriale podczas biesiad. I raz, ku mojemu zniesmaczeniu włączył „Glee”. No niezły koszmarek ale wciąga. Taki serial o młodzieży, która śpiewa. Nie wiem czemu i co mi, ale podoba mi się. Takie „Beverly Hills Tysiąc Pięćset Sto Dziewięćset”, tylko tyle, że śpiewają i jest dowcipnie. Odcinek z Gwyneth Paltrow fajny. Pani umie śpiewać. No w sumie z takim mężem przy boku, to wstyd nie umieć. Ale kto jeszcze lubi Coldplay? „Boże nie wiem dokąd zmierzam” – tak śpiewa w wersie Chris Martin. I jak powiedział Marek N, w Trójce – jest to najlepsza recenzja płyty. Niestety kwas wyszedł panom. Nie da się już tego słuchać.

Dla przeciwwagi powiem, że zafascynował mnie jeszcze serial „2 Broke Girls”. Taki o niczym, szybki i głupiutki. Dobre teksty, szybka akcja i fajny pomysł. Biedna pani spotyka w pracy spauperyzowaną ex-bogaczkę. Plus w towarzysze pracy to Ukrainiec i Koreańczyk. Bardzo zgrabny serial. Akcja się dzieje w Mieście w Williamsburgu na Brooklynie. Jak się tam znalazła biedna bogaczka? Wygooglowała sobie. „Miejsce, do którego bogaci nigdy nie zajrzą”. Polecam. I jeszcze mają ciekawą sąsiadkę. Emigrantkę z Warszawy.

Co do płyt, to zdobyłem sobie dziś Mark Lanegan Band i jego nowe dzieło „Blues Funeral” (co ja z tymi pogrzebami dziś!?). Porwało mnie od pierwszego odsłuchu.  Poleciłem od razu mojej znajomej pani inż. ze Szczecina. Powiedziałem, że jest takie cudo, że pan śpiewa, że nagrał tę płytę specjalnie dla niej. I jak pani inż. będzie słuchała albumu, to pan śpiewak ją wybatoży i sponiewiera swoim głosem. Nie myliłem się. A skąd się wziął ten pan? The Gutter Twins – jedno z projektów Grega Dulliego, czyli znane z tego blogu The Twilight Singers. Plus kilka fajnych płyt nagranych przez Marka z Isobelle Campbelle. 19 marca koncert w Prximie. Namawiam kogo się da, żeby pójść.

I jeszcze 8 marca, czyli tuż przed, Deus w Stodole!

Drugie cudo to Angus i Julia Stone i ich „Down the Way” z 2011 r. Kilka piosenek rozwala mnie. Dziś (nie)chcący słuchałem „Draw Your Swords” 5 razy z rzędu. A byłoby i więcej, tylko poszedłem palić i zapomniałem cofnąć „track”.

Do Smith and Burrows i ich “Funny Looking Angels” muszę się jeszcze przyzwyczaić. Thom Smith znany i lubiany z kapeli Editors, a Andy Burrows, to były perkusista grupy Razorlight. Czyli mieszanka w sam raz dla mnie.

Hm, czas odpalić pierwszy sezon „Glee”. Co za wstyd! A może lepiej wyjść na miasto i się od-Glee-zować? Gee… co za dylemat!

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!