życie

Repryza do wszystkiego o niczym co pisałem

Nazbierało się trochę. Parę rzeczy się wyjaśniło.

Po pierwsze – nie okradłem McDonalds’a. Uffff, należność zeszła w końcu. Co prawda po paru dniach, ale zeszła. Mogę znowu się pojawić tam.

Nawrzeszczałem na pogodę. No miarka się przebrała. Jadąc dziś do pracy zaczął padać deszcz. Nie miałem ani kurtki, ani parasola. Tej drugiej rzeczy w ogóle nie posiadam, więc po prostu nie powinna się tu pojawić wymieniana. Wizualizowałem już siebie przebiegającego ze stacji metra do pracy. Już raz tak się przemykałem. I cały mokry zaszedłem. Spodnie były w takim stanie, że nie mogłem nogi zgiąć dopóki nie wysechł materiał. Co prawda później też jakoś dziwnie się człapało. Tym razem miałem już tego dosyć. Nie życzyłem sobie moknięcia. Co za radość siedzieć mokrym w biurze. I tak w myślach przeklinałem aurę. No ileż może tak padać? I o dziwota przeszło zanim do metra się przesiadałem. Juppi! Muszę jeszcze na pralkę chyba nawrzeszczeć, bo coś nie dopiera.

O pogodzie nie ma co wspominać, bo nie ma o czym. Szaro, buro, parno, duszno. Letnia depresja jak malowana mnie ogarniała. Ale mój organizm zachowuje się jak pełnia gorącego lata. Nie chce mi się jeść. Rano obowiązkowo śniadanie, bo z pustym żołądkiem nigdy domu nie opuszczam. No chyba, że badania na czczo każę sobie zażyczyć. Ale to rzadko. Ciekawe jak mój cholesterol? Podczas pracy rzadko lunch, czasem po jakąś sałatkę wyskoczę. Ale najczęściej nic. Po powrocie melduję się w sklepie i oczywiście bułka na rano oraz arbuz. Znowu arbuz. Ciekawe czy i tym razem stracę 15 kg cennego mnie. Jakoś ten arbuz do mnie nie przemawiał wcześniej. Ale raz na odczepnego go kupiłem i tak poszło. Codziennie jakaś ćwiartka. Lepsza taka ćwiartka niż inna 😉 Czyli jak widać organizm reaguje jak w klasyczne, gorące, leniwe lato. Ach, no i musze wspomnieć, że oprócz światła w lodówce mam wodę lekko gazowaną i ostatnią kolbę kukurydzy. Też mnie jakoś naszło. Trochę podgotuję, później z masełkiem i czosnkiem do pieca na 15 min w folii i MNIAM!

No ale od dziś, po nakrzyczeniu na pogodę w końcu zrobiło się jasno. W radiu straszą, że tylko do piątku.

Rukola sobie dalej stoi w doniczce. Nie zaglądam nawet już do niej. Straciłem nadzieję, więc może za jakiś czas mnie zaskoczy czymś smacznym. Wystawiłem ją w otwarte okno. Niech się poopala. A tak mnie kolega namawiał ostatnio, żebym wziął takie jedno wesołe nasionko i zasadził. Hm, trzeba było. To było podczas tego pamiętnego weekendu, co sama Amy Winehouse by nie pogardziła. Oj, a to było właśnie wtedy. To jakiś przypadkowy „tribute” ku jej czci niechcący wyszedł. Na szczęście ja mądrze poszedłem wcześniej spać. Starość jaka czy co?

Od ponad pół roku chodzi za mną Sorry Boys i ich piosenka „Chance”. Takie Royskop, Pati Yang i czort wie co tam jeszcze. Ma się takie złudne podobieństwo w uszach, jak się słucha. Ale jak się bardziej wsłuchać, to brzmi to jednak osobliwie i ciekawe. Niestety płyta „Hard Working Classes” podoba mi się od pierwszego odsłuchu. Niedobrze.

Repryza zakończona. To może jeszcze parę słów o czymś nowym. Bałem się pisać, bo jak ta osoba mój blog śledzi, to się może obrazić. To napiszę.

Mamy stażystkę w pracy od miesiąca. I chyba jest wampirzycą. Oglądam ostatnio sporo wampirzych seriali i filmów i mam już całkiem sporą wiedzę o tym gatunku. Oczywiście najbardziej reprezentatywny jest serial „True Blood” („Czysta Krew”). Szybko się ruszają, a wręcz błyskawicznie – to jedna z cech tych potworów. W jednym z filmów „umarlaki” mogą nawet pojawiać się na dworze również za dnia. Pod warunkiem, że nie jest słonecznie. A co pisałem o pogodzie? 2+2=4. Elementy układanki łączą się w całość.

Stażystka nie przemęcza się. Nie stara się już nawet. Wszystko robi mechanicznie i trzeba sprawdzać po niej. Ale nie dziwię się jej. Też pewnie by mi się znudziło. Dziewczyna z tytułem mgr, po 5 stażach w innych firmach, po semestrze studiów w wielkim zagranicznym mieście. Wydawałoby się, że w porządku dziewczyna. Ale nie. Niestety infantylność 10 i wciąż rośnie. Na dodatek się nie myje i nie zmienia ciuchów. Koleżanka z mojego zespołu je drugie śniadanie na korytarzu, bo ma odruch wymiotny. Ponadto, nasza młoda adeptka baluje, jak to studenci mają w zwyczaju, śpi po 2 godziny po imprezach i przychodzi zmęczona „do pracy”. Ale to nie ważne, bo przecież nie o tym. Przecie to nie są symptomy bycia wampirem. Skąd konkluzja, że stażystka jest wampirzycą? Otóż jak mówię „Możesz już iść do domu”, to zanim postawię kropkę w zdaniu, jej już nie ma. Jak one to robią (te wampiry znaczy) 😉

A propos balowania. W poniedziałek o 5:30 zbudził mnie łomot. Nie wiem, czy impreza jeszcze trwała, czy jakiś idiota ma taki budzik. Mnie muzyka nie przeszkadza. Ale pod warunkiem, że jest to muzyka, a nie jakieś chamskie, germańskie techno z lat 90-tych.

Taka niby repryza, a znowu jakiś wątek o niczym mi wyszedł, eh.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!