podróże,  życie

„Jedzie pociąg jedzie…

…wiezie ludzi, wiezie, puszcza dymu szare kłęby. Powiedz mi sąsiedzie dokądże ty jedziesz, bo ja do Szklarskiej Poręby”. No bawi mnie ta piosenka już parę ładnych lat. Śpiewa ja jakiś młody zuch Tomek.
Ale nie, nie będzie to wpis o muzyce. Ktoś mi może zarzucić, że ostatnio to tylko o piosenkach piszę.
Pod koniec listopada jechałem sobie do Białegostoku i na Centralnym z nóg ścięła mnie na dzień dobry wiadomość „pociąg opóźniony 90 min”. Grr, i weź tu rób coś na dworcu przez półtorej godziny. Ale na szczęście Domy Centrum blisko. Kupiłem sobie buty mimo, że z zakupami najlepszymi przyjaciółmi nie jesteśmy.
Miesiąc później, pora świąteczna, na kolei burdel. Nowy rozkład, znany chyba tylko jego twórcy. Co innego w informacji, co innego na tablicach, co innego w necie. Ale na szczęście mój pociąg tylko 10 min opóźniony. Uf
No i teraz też sobie pojechałem na Wschód. Wysiadłwszy z autobusu nr 501, szybko zanurzyłem się w lochach pod dworcem Centralnym i nabyłem sobie bilet na TLK (Tanie Linie Kolejowe), który miał być o 13:05. Pomyślałem też o jakimś małym conieco ale w McDonaldsie kolejka a kolejka. Skończyło się na ohydnej kanapce Oscar. Szybka fajka na górze, na słońcu. Nawet ciepło jak się w słońcu stoi. Wiosna chyba idzie. No i wracam do gmachu i bęc! Info dnia. Rano, w tunelu pomiędzy Wschodnią a Centralną ktoś się śmiertelnie rzucił pod pociąg. Na Centralnym zamieszanie, odsyłanie ludzi na dworzec Warszawa Śródmieście lub na inne perony. Pociągi poopóźniane. Dodatkowo dworzec jest w remoncie, więc kolejna przeszkoda i dyskomfort. Stoję i słucham tych komunikatów jak głupi, starając się wyłapać info o moim składzie. Poza tym zastanawiałem się, kto pracuje w biurze rzecznika prasowego? Po co zaczynać komunikat od słów – W związku ze śmiertelnym wypadkiem osoby postronnej, przyjazd pociągów dalekobieżnych może ulec opóźnieniu”. Po co stresować pasażerów takim niusem!? No nic, czekam dalej cierpliwie. O 13:01 wjeżdża na mój peron pociąg IR (InterRegio) do Białegostoku, który miał odjechać o … 11:45! Załadowałem się doń, bo co będę stał jak głupi w niewiedzy, kiedy nadjedzie mój TLK.
Sam skład też był osobliwy. Taki stary Meksyk, bez przedziałów. W wagonie oprócz mnie jeszcze jakaś dziewczyna i chłopak. Siedzimy oddaleni od siebie, każdy w swoim boksie.
Pomiędzy Centralną a Wschodnią sprytny pan konduktor zrobił ankietę z jednym pytaniem „Czy jedzie Pan/Pani do Suwałk?”. Okazało się, że 10 osób odpowiedziało tak. Ale i tak pociąg w Białym czekać nie będzie.
No i okazało się, że mam zły bilet. Musiałem kupić u konduktora nowy bilet, a stary mogłem oddać w kasie. Oczywiście zabrakło mi 5,50 zł do nowego biletu. I tu zdziwienie, IR jest tańszy od TLK o 2 zł. To są te Tanie Linie Kolejowe tanie, czy nie? Pytam się pana czy kartą można uiścić opłatę. Kolejna porażka i już pan konduktor zmartwiony stwierdza, że musi mi jakieś „wezwanie” wystawić. Z jego zatroskanego głosu nie wywnioskowałem, czy to wezwanie skutkuje czymś nieprzyjemnym dla mnie, czy po prostu wystawienie jego jest dodatkową pracą dla pana. W każdym bądź razie pan konduktor wyglądał, jakby chodził w moich butach, czyli empatyczny był.
Kolejne pytanie naszego bystrego pracownika PKP mnie rozbawiło. „A może jedzie pan ze znajomymi, którzy mogą panu pożyczyć pieniądze? – zapytał beztrosko. Rozejrzałem się po wagonie i odpowiadam mu w myślach – tak, jadę ze znajomymi ale się schowali przede mną. Oczywiście odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że jadę sam. Na szczęście chłopak z przodu pożyczył mi 10 zł i się umówiliśmy, że oddam mu przy kasie, jak będziemy oddawali niewykorzystany bilet TLK (chyba cały pociąg miał zły bilet). Oczywiście TLK jechało za nami, bo nie spóźniło się. Przewaga IR nad TLK polega również na tym, że jedzie szybciej o 3 min! Super!
Na Wschodniej zauważyłem, że jacyś bardziej rozsądni są w informowaniu pasażerów, bo komunikaty zaczynały się – Z przyczyn nie zależnych od PKP, rozkład pociągów może ulec zmianie. No bardziej ogarnięci na tym Wschodzie.
(po przyjeździe do Białego sprawdziłem w necie co się stało. Najpierw, pomiędzy Zachodnią a Centralną pękła od mrozu szyna, a później, z drugiej strony Centralnego, ktoś postanowił zatrzymać sobą pociąg rzucają się podeń)
Na kolejnej stacji do naszego wagonu weszły 4 osoby – pan tato, pani babcia i dwa bachorlęta w wieku ok. 7 i 5 lat. Pani babcia usiadła na ławce naprzeciwko mnie po przekątnej. Grr, a tyle miejsca wolnego. No nic. Jedziemy dalej, muzyka w uszach, książka w ręku. No i niestety raz jedno, a raz drugie gramoli się do babci na kolana, kopiąc mnie przy okazji. Ja odsuwam nogę, a bachorzę przesuwa swoją, dalej mnie kopiąc. Pomijam fakt, że ich słyszę, mimo, że moja MP3 dosyć głośno daje. Przebrała się miarka, czy tez skończyła się moja cierpliwość, kiedy drugie chciało się wgramolić na babcię, kiedy jeszcze pierwsze z niej nie zlazło. No i to drugie się gramoli po mojej nodze, po moim plecaku. Wlazło! Ale swoim małym kopytkiem skutecznie smaruje mi po spodniach.
– Przepraszam. Słucham dosyć głośno muzyki i wciąż słyszę pana dzieci. To mnie kopie, a to mnie brudzi spodnie. Proszę o spokój, jesteśmy w pociągu.
Piorunem się babcia z dziecięciami swoimi przeniosła na ławkę obok, do pana tatusia. Oczywiście „przepraszam” nie usłyszałem. Spokój był przez jakieś 15 min, bo później zaczął się jakiś głośny, histeryczny śmiech u jednego, i jakiś przedziwny spazm u drugiego. Czyli nie wzięli mojej uwagi do serca.
Wysiadamy. Ludzi się trochę w wagonie naszym zrobiło ale ja cały czas mam na oku mojego wybawcę. Zatrzymujemy się i chłopak energicznym ruchem pierwszy z wagonu wyskakuje. Ja za nim, jako trzeci, ale niestety na peronie stał drugi pociąg i chłopak mi zginął w tłumie. No nic, może go przy kasie rozpoznam? – pomyślałem. Ale nie, młodzieniec chyba kompletnie zapomniał o pożyczce i o zwrocie biletu. No nic, może kiedyś natrafi na mój blog i się ze mną skontaktuje.
Po oddaniu feralnego biletu wychodzę na zewnątrz na taxi. I tu ci niespodzianka. Minus taki, że aż się cały zamroziłem. O nie, gdzie ja popadłem? Wsiadam szybko do auta i widzę, że na termometrze widnieje „-10C”. Coś mi to nie pasuje z tym mrozem który spotkałem na zewnątrz.
Jak się okazało, nazajutrz było -22C. Na szczęście koło południa zrobiło się „tylko” -10C. Wiosna chyba idzie!
I tak sobie siedzę u rodziców. A to siostrzeńca zaprowadzę do szkoły, a to go odbiorę, a to kupię mu kolejną część Harrego Pottera, bo się chłopak wkręcił, a to odwiedzam pozostałych członków rodziny. Ale przeważnie leżę na wielkim łożu i się gapię w TV. Oczywiście ponad 50 kanałów ale nic ciekawego. Na szczęście wziąłem lapsa, więc nadrabiam zaległości filmowe. Na pierwszy ogień poszedł „Blue Valentine” (ma jakieś nominacje do Oscara). Powiem tak, jak się obejrzy jakiś film i się później informuje o tym innych, to taka rozmowa ma najczęściej następujący przebieg:
– hej
– hej
– a wiesz, widziałem ostatnio „Blue Valentine”. Ma jakąś nominację do Oscara
– ooo, i o czym był ten film? (no każdy tak pyta, nie?)
– a taki dramat o rozpadzie pewnego małżeństwa, które ma dziecko ale nie ze sobą
– i jak ogólnie? Fajny?
– nie, straszne gówno nie polecam
Natomiast w tym przypadku ja się zapytuję (możne ktoś mi odpowie?) – Po co był ten film? Nie o czym ale właśnie „PO CO?”. Szkoda czasu widzów. To pewnie nie interesuje twórców tego filmu. Ale niestety szkoda również pieniędzy i czasu poświęconego na stworzenie tego filmu. Ale na jedną rzecz zwróciłem uwagę. Dziewczyna wpadła ze swoim ex-chłopakiem i ze swoim nowym zdecydowała się na zabieg. No i tak sobie leży na kozetce, pan doktor mówi jej co robi i co robić będzie. Już jej wbił igłę z małym znieczuleniem i mówi – now, i will introduce my finger to your vagina. No nie wiem czemu akurat to zapamiętałem? Dowcip opowiedziany przez główną bohaterkę też był osobliwy. Mały chłopiec ucieka w lesie przed pedofilem. Jest coraz bardziej przerażony i w coraz głębszym lesie. W końcu wpada na pedofila i mówi do niego, że jest bardzo przestraszony. A pedofil mu odpowiada „ty jesteś przerażony? To ja będę musiał wracać sam przez las”. No dowcip pierwsza klasa. Aż się dziwię, że przeszedł w USA na kolaudacji 😉
Kolejne filmy, które widziałem to – Rabbit Hole z Nicole Kidman. Faktycznie pani ma twarz bardzo gładką i napiętą pomimo 40 na karku. Złośliwi śmieją się z niej, że nie potrafi ona już emocji zagrać, bo nie ma mimiki twarzy. Ale powiem, że film nawet nawet. Można obejrzeć, jak się nie ma co robić. Taki dramat o małżeństwie, które straciło dziecko. Chodzą na terapię, nie mogą jakoś znaleźć radości w życiu, a pani matka zaprzyjaźnia się z „mordercą” jej dziecka (nastolatek, który prowadził samochód. Dziecko wpadło na jezdnie, po tym, jak goniło za swoim psem).
„Człowiek, który gapił się na kozy” – dobry, śmieszny ze słabszą końcówką. Ale obsada doborowa zapewniająca rozrywkę.
Mam jeszcze parę Oscarowych nominacji ale jakoś już mi się odechciewa. Same jakieś dramaty. Aha, „Czarny Łabędź” mnie się nie podoba. Nie wiem o co tyle hałasu.
Dziś w końcu pozbierałem się do kupy i wyjechałem w podróż do Wawy. Siadam w prawie pustym pociągu. Ciepło i przyjemnie, słonce świeci w pysio. Wiosna idzie – myślę sobie. Patrzę na drzwi i widzę jakąś nalepkę. O nie! Tak, przedział dla osób z dziećmi. Peszek. Biorę graty i idę dalej. W przedziale siedzi jakiś młodzieniec i za chwilę dochodzi jeszcze jeden. Jedziemy sobie we 3. Troszkę zimniej w przedziale ale zapewne się rozgrzeje, jak ruszymy. Odjeżdżamy zgodnie z planem.
Pan konduktor sprawdzając bilety oznajmia:
– w tym przedziale nie ma ogrzewania ale oczywiście można się przesiąść do innego. Tam jest cieplej.
Grrrr, stopy miałem zimne całą drogę. Ale to nic. Poszedłem sobie tam gdzie król piechotą chodzi. Masakra! Okno się nie zamyka, na suficie śnieg, który się topi i cieknie na podłogę. Wieje i jest przepioruńsko zimno. Niech żyje polska kolej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!