podróże,  usa

17 wrzesnia

dzis padalo od rana. Ula w NYC, Pan pilnuje robotnikow wiec mam auto.
pojechalem wiec do centr na ostatnie zakupy.
teraz bawie sie lapsem. musz zobaczyc czy gra, bo jak cos bedzie nie halo, to mam czas na zwrot. a jak nie sprawdze, to w polsce bedzie nie halo.
najdziwniejsze jest to, ze nie dostalem z paczka zadnego rachunku, gwarancji, plyt.
dziwne

ok, za chwile zbieram sie do Miasta. znowu do disney store po jakis bibelot z hannah montanah, bo sie dziecko kolegi uparlo.
a pozniej z Pania po torbe dla nastepnego “upartego”
bedziem szukac, az do upadlego 😉
m

wyjechalem do Miasta o 15:40 z fair lawn. kierowca autobusu byl na tyle mily, ze wyrzucil nas wszystkich pare blokow przed patb. jesli ktos chcial jechac dalej, to mogl. zajeloby to poltorej godziny. 3 ulice i 1 aleja przed dworcem.
ludzi w Miescie od groma. Wszycy gnali na dworzec, zeb do domu wrocic. nie moglem sie ruszyc na chodniku.
jako, ze Ula konczyla prace po 18:00, postanowilem wykorzystac ponad godzine na zakupy czegokolwiek z hannah montannah w disney store. no dziecko kolegi sie uparlo. cokoliwek moglo byc. magia miejsca zakupu miala zrobic reszte. byla sekcja z ta bohaterka. do wyboru: peruka, ubranie, okulary i 4pak znaczkow-pinsow. najtansze byly znaczki-pinsy za jedyne 22,99$ plus tax. nie kupilem nic. niech dziecko na terapie posla 😉
w drodze do sklepu, przy salonie tommy’ego hilfigera tlumek, kamery, fotografowie. no jednym slowem cos sie dzialo. postalem pare chwil i nic. jakis mlody, wyzelowany metro koles wyszedl ale nie wiem kto to. policja pogonila z chodnika, wiec olalem temat. pozniej dowiedzialem sie, ze jest “fashion week”, a akurat ten frament 5th alei ma nazwe “fashion”. wszystko wiec jasne.
kupilem torbe. w koncu! zajelo mi to 3 tygodnie. nie ma to jak konsultacje z kobieta. szybka decyzja i kupione. no ale tej koszulki z “r” ni widu, ni slychu. bylem po drodze w kilku “duperella szopach”. powariowali! koszlka z metrem za jedyne 29,99$. no ale “r” nie bylo szarej. za kare jutro pojade na brooklyn.
widzialem jeden fajny t’shirt “i left NY”. przy czym “ny” bylo wpisane w pekniete, czerwone serce. fajna. ale cena odrzuca.
zawinelismy sie po zakupach do autobusu i do domu. cala droge na stojaco. powinni to nazywac “russian bus”, skoro te malutkie nazywaja “spanish bus”. stalismy kolo dwoch kobiet siedzacych razem. jedna nawija po angielsku przez telefon. alcent europejski, wschodni. na kolanach rosyjska gazeta. druga odbiera telefon i nawija po rosyjsku. ta pierwsza robi przerwe w swojej rozmowie, spoglada na sasiadke i robi wielkie oczy ze zdziwienia. po lewej z kolei dwoch panow. tez rosjan. jeden z nich na blackberry naginal w gre, ktora polega na zbijaniu cegielek. brick costam sie nazywa. wstyd nie wiedziec, bo ja na swoim mam rekord ponad 33 000 punktow. nawet Przemus ma mniej 😉
co do telefonow. to tu 99% ludzi ma albo iphone’a albo blackberry (pisalem juz o tym?).

jutro wieczorem pozegnalna bibka. wpadnie Tolik z princeton oraz sasiedzi, a wlasciwie sasiadka, bo sasiad pracuje do polnocy i moze pozniej wpadnie.
dobrej noocy zatem
m

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!