16 wrzesnia
no i znowu w trzesacym autobusie. ile to juz czasu minelo? tydzien? us open 9 wrzesnia. ale wtedy do miasta nie chodzilem, tylko prosto z patb na queens. czyli 8 wrzesnia, kiedy to spotkalem sie z polskim lacznikiem. hmmm, dawno.
na uszach nowa madonna i jej “celebration”. fajny beat, gorzej z tekstem. ale ogolnie niezly kawalek do klubu albo na lato. lato sie konczy, wiec tylko “dyski” jej zostaly. przed wyjsciem z domu na MTV bylo Video Music Awards. madonna przeczytala z promptera, tzn powiedziala 😉 pean na czesc krola popu. duzo analogii. ten sam miesiac i rok narodzin, podobny region urodzenia sie w USA. w wieku 6 lat MJ stracil dziecinstwo, ona matke. raz zaprosila go na kolacje. tylko we dwoje, bez ochrony. byl wtedy czlowiekiem. pozniej obejrzeli film u niej. raczki sie spotkaly. takie czysto przyjacielskie przezycie/spotkanie, bez zadnego “romance”. no i michael mial zagrac koncert w tym samym miejscu, co ona tydzien wczesniej. no co za analogia! moze niech Madge uwaza na pigulki, bo krolowa moze miec ten sam rok zejscia, co krol. taki czarny humor z mojej strony podsumowujacy chwalenie krola pop przez krolowa pop.
na koncu rzucila, zeby podsumowac sie na wesolo, ze w domu ma duzo “moonwalk’a”, jako ze jej dwoch synow uwielbia MJ i tanczy caly czas.
no malo co, a poplakalbym sie ze wzruszenia.
rano do Panstwa wpadla ekipa wymieniajaca piec. pytanie, dosc kluczowe i sensowne – dlaczego ludzie sluchaja muzy z rana bardzo glosno? druga sprawa, to jak mozna sluchac takiej gownianej muzy? ale tej kwestii nie poruszam, bo o gustach sie nie dyskutuje.
(przerwa, ide przeniesc sie na moj nowy laps! tak, dotarl dzis i wlasnie Pan skonczyl usuwac niepotrzebne programy).
bArany przyszly o 8 i sie zaczelo dyskoteka plus nieznane, rockowe, stare hity z ameryki. o dziwota, jak w koncu wstalem, to wszystko ucichlo. czy poziom glosnosci muzyki puszczanej przez przedstawicieli klasy robotniczej jest mocno skorelowany z ich “performance’m”, czyli praca?
ja tu gadu gadu, a zapomnialem zaznaczyc rzecz straszna. moze swiadomie ta mysl odtracam? ale to nie zmienia faktu, ze rzecz straszna czai sie za rogiem. dzis, z przerazeniem stwierdzam, ze musze zaczac krotki, bo tylko 3-dniowy watek o nazwie jakze okrutnej ale esencjonalnej “Memu Miastu Na Do Widzenia”.
tak, jeszcze tylko 3 dni! czas zapierdala. przepraszam, biegnie tak szybko, ze czlowiek nie zdąży sie obejrzec. ciekawym jedynie co u ludzi w Polszy slychac. dawno sie nie widzielim. a tak poza tym to moglbym zostac. tylko trzeba by robote znalezc. moze azbest?
nie rozumiem dlaczego cala ameryka jara sie glupim wystepkiem glupiej palki kanye west’a? kolo wyskoczyl na scene podcza mowy mlodej lalki taylor swift, ktora wygrala “najlepszy teledysk pop” i powiedzial, ze najlepsze teledyski wszech czasow robi beyonce. glupi, bo beyonce nie robi teledyskow. i wszyscy teraz, lacznie z obama mowia o nim palant, glupek itd.
a propos baracka, to na manhattanie pewnego dnia widzialem kolesia rozdajacego “gumki” z podobizna prezydenta usa na opakowaniu.
wracajac do naszej palki kanye, to ameryka chyba nie wie, ze koles 3 lata temu podczas european music awards wyskoczyl na scene podczas mowy francuskiego zespolu, ktory wygral “najlepszy teledysk roku” i powiedzial do nich “kto wy jestescie? sprzedajecie jakies plyty? ja powinienem to wygrac, nie obrazcie sie, nie mam do was nic osobistego. ja wydalem na teledysk miliony dolarow”.
jakis chyba dlugi post sie robi dzis, a zmeczonym okrutnie! pisze duzo na biezaco w kalendarzu ale w domu, jak przepisuje, to wtracam. to o kanye i barracku, to wtracilem.
mialem dzis pojsc (ok, przerwa na fajke) do police museum na old slip street (stare poslizgniecie?). ale mam pociag do millburn o 16:52. miasto, w ktorym pracuje Panstwo. przyjechalem na Manhattan przed 13, wiec stwierdzam, ze sie nie wyrobie. zrobie wiec 8th ave day. jak na razie nic ciekawego na tej alei. taka juz troche czesc sypialna. ale na lunch tu sie skusilem. rog wspomnianej alei i 16th ulicy. to juz w sumie koniec Chelsea. za chwile wejde na Downtown. moze na west villge? na greenwhich village juz bylem. a wlasnie te dwa “osiedla” mam “pod” soba. west village jednak wygrywa. pozniej po drodze mam soho, tibecce i wtc. leka powtorka z rozrywki. ale 8th ave jeszcze tak dlugo nie szedlem.
skonczylem lunch w mexican knajpie – 2 enchilladas za 7,95$ i maly browar sam adams za 4$. razem 11,95$. oczywiscie plus tax niewiadomo jaki (chyba 7,8%) no i oczywiscie napiwek 18%. ale “tip” tylko od jedzenia sie daje. nie chce mi sie liczyc i zostawiam 15$. i tak tu wiecej nie wroce.
zrobilem pare krokow i ciezko. dam zoladkowi sie zawiazac. 13th ulica, horatio street i greenwhich ave, czyli ladny, maly Jackson Park. co za zbieg okolicznosci. en-Y-cee jest chyba jednym wielkim zbiegiem okolicznosci.
“please do not feed pigeons or squirrels”. raczej. ale czemu te ptaszycka tu siedza, skoro nikt nie moze ich karmic (rzekomo). wiewiorek nie odnotowuje.
po raz pierwszy chyba musze stwierdzic fakt lekkiego chlodu. co prawda jestem w jeansach i koszulce polo i jest przyjemnie. ale co jakis czas cos zawiewa. deszcz na popoludnie zapowiadali. oby nie. ale kurtka przeciwdeszczowa w pogotowiu w plecaku.
nie, no teraz to zaczyna pizdzic!
pogoda sie poprawila. koszulki “r” ogladalem. jedna czarna, jedna gownianoniebieska. ale nie bylo na nich nic na tmat destynacji linii metra. co dziwne na “f” koszulce bylo cos napisane – “brooklyn to queens”. w sumie nie ma co sie dziwic, bo “f” nagina pomiedzy wspomnianymi wczesniej dzielnicami Miasta. ale “r” wyjezdza z coney island, a “f” z jakiegos innego miejsca.
zrobilem wywiad na temat “r” koszulki i jej dostepnosci w kolorze szarym. bylem w 7 “gift szopach”. dwoch ciapatych (bardzo milych z reszta) powiedzialo, ze nigdzie nie dostane szarej!
siedze teraz w pociagu na pennsylvania station. no pogubic sie mozna na tym dworcu. nie dosc, ze na gorze madison square garden, to na dole masz metrow duzo (tzn. linii metra) oraz NJ Transit, LIRR, AMtrack. na dodatek prawie 17, wiec ludzi po pracy jadacych do domu troche jest. w sumie Miasto jest niezle ogarniete transportowo.
po ostatnim wpisie poszedlem daalej 8th ave. pozniej skrecilem w bleeker street i wszedlem do greenwich. chcialem zobaczyc za dnia, w ktorym ponad 2 lata temu sie chilloutowalismy z piatku na sobote. znalazlem the bitter end klub, minette street. wspomnienia odzyly. no cos dziwnie swojsko czuje sie tu, choc pamietam, ze popilismy troszku.
pociag ruszyl. nie spisalem stacji, wiec nie wiem ile zalicze postojow. wiem tylko tyle, ze przed millburn jest Maple-costam. ciekawe gdzie wyjedziemy z podziemi? pewnie juz w new jersey, bo nie ma nadziemnych/nadwodnych torow nad rzeka hudson.
zrobilem dzis ponad 13 000 krokow, czyli ponad 10 km. to implikuje moje lekkie zmeczenie 😉 nie spac, nie spac! bo czort wie, gdzie obudza.
wyjechalismy na swiatlo. no moze lekko przesadzilem, ze na swiatlo, bo pochmurno jest i szaro. stacja Secaucus, Beastie Boys w uszach.
a pisalem w ogole po co jade do millburn? na piwo z ludzmi z pracy Uli sie ustawilismy.
Pana znowu szlag trafi lekki, ze Pani sie bawi, a on “doma”. najpierw california, a teraz piwo. no ale Pan dzis pilnuje robotnikow.
na spotkaniu bylo milo. byl na chwile Rudy, ktory do dzis pamieta, ze rok temu przegral ze mna w billard. doslownie przegral on, bo mi szlo slabo, a on wbil czarna 😉
rekomendowana przez Rudego Liz. no jak na moj gust, to nie moj typ. Peru mnie nie ciagnie 😉 ale bardzo ladna dziewczyna, jak na amerykanskie standardy. jeszcze byl Lee no i my. Lee tlumaczyl mi zasady baseballa. durna gra. a oni poza tym maja national baseball league oraz american baseball league. w amerykanskiej odmianie rzucajacy nie moze byc palkarzem.
no i jak obie ligi wylonia mistrzow (np. new york yankees albo new york mets), to graja o super final. w zaleznosci od tego na czyim boisku graja, takie sa zasady. czyli zespol z amerykanskiej ligii ma mniejsze szanse na stadionie zespolu z nationalnej ligii, bo rzucajacy nagle musi byc palkrzem, czego na codzien nie robi. proste?
Lee tlumaczyl to fajnie, ale sport zupelnie denny jak dla mnie.
koniec na dzis. tylko jeszcze pare slow o lapsie. wezsza klawiatura (ale obudowa taka sama), wiec sie ciezko stuka. zamiast “a” czesto “caps lock” wciskam. i touch pad i przyciski jakies inne. no ale powoli sie ogarniam. nastukalem juz pol dzisiejszego wpisu.
00:20 ide spac
dobrej nocy
Brak komentarzy
marszull
lipa z tymi koszulkami
ale nic to wymyslilem sobie wzory swoich koszulek 😉
tylko teraz znalezc koszulki,ktos musi przeniesc na papier moje wymyslanie, pozniej na koszulki i git
u nas wszystko ok 😉
a pannstwo na k wyjechali w niedziele i wrocili wczoraj z wywczasow 🙁
czyli za dlugo nie pobyli i jeszcze wrocili z chorymi dziecmi 🙁
PS dostalem w prezencie wodke z brazylii, nie pije, czekam
mdobrogov
jak to kto. Anetka biedna gdzie? do roboty trza zagonic.
wodka z brazylii? no takiego swinstwa jeszcze nie pili. mam nadzieje, ze bedzie lepsza niz chinskie siki.
o urlopie panstwa K slyszalem. dzieci sa malymi sabotazystami. pewnie podoba im sie na hlonda i nie chca nigdzie jezdzic.