13 wrzesnia – droga nr 1
i wracamy do SF droga nr 1 wzdluz oceanu. po lewej pacific ocean, po prawej gory. niesamowity widok. zanim dojechalismy do oceanu, to po drodze laki, gory. pustka. a po srodku ktos asfaltowa droge wylal. ameryka!
droga wzdluz oceanu znowu kreta. mozna bylo wziac highway 101, zeby bylo szybciej. ale wtedy zadnych widokow. a tak to co chwile sie zatrzymywalismy sie na foty. tu urwisko, tam plaza. super!
zajechalismy na maly odpoczynek na plaze w pfeifer beach. zdrzemnalem sie na godzinke w sloncu. tak sie opalalem, ze slonce za chmury zaszlo. wiec spadalismy dalej.
zrobilo sie pochmurno, ze postanowilismy zjechac na 101. z zachodu slonca nici, wiec lepiej szybciej zajechac.
po drodze urokliwa miejscowosc turystyczna. paliwo, kawa i sklepy z duperella. no duperelle. jedziem dalej.
w monterey szybki obiad.
nagle patrzymy Wal-mart!!! zajezdzamy. inaczej go wyobrazalem. ale duzy i przewybor. wranglery za 16,50 lub 8,50. te tansze to takie bez fasonu. wiejski styl.
doszedlem do sekcji z plytami i nastapila porazka. chcialem wziac jaja zet nowego. ale 13,99$ to za duzo jak na niego 😉
patrze jakas niunia wydala plyte. 3 kawalki “featuring”. moze byc niezle. dam malej szanse. niestety w wal-marcie nie przyjmuja zwrotow na plyty. szkoda. jak panna sprzeda 1 plyte tylko, to niech wysle mi podziekowania, albo niech lepiej przyleci do poslki porozmawiac z fanem. chrisette micheal “epithany” (czy jakos tak). chce byc druga beyonce ale jej sie kompletnie nie udalo. i tak jaja zet kupie w Miescie!
zaczelo padac, wiec zrobilo sie slabo. Sasza zaczal dzwonic po hotelach w SF i okazalo sie, ze nic nie ma. 8 miejsc obdzwonil i najtaniej za 80$ plus tax. nie chcemy. opcja taka:
1 jedziemy na nasz lombard street, gdzie spalismy wczesniej. tam byl hotel na hotelu. ale Sasza mowil, ze wlasnie tam dzwonil
2 meldujemy sie ok 10 mil przed SF i spimy
musielismy oddac samochod do 8 rano dnia nastepnego, wiec spanie poza SF moglo byc ryzykowne. korki rano itd!
zatrzymalismy sie w motel 6 w belmont. cena 61$. prawie bierzemy, ale Sasza dzwoni, ze jest jeden za 60$ kolo china town. dzwonimy i bierzemy.
dojezdzamy do miasta. leje. Ula sie melduje w hotelu. ladne lobby. ja zabieram zabawki z samochodu i dolaczam do recepcji. winda ladna. drzwi na 3 pietrze otwieraja sie i razem “o moj boze!”. ponad 50 pokoi na 1 pietrze, obdarte sciany. co prawda jest napis, ze maja remont i ze im przeykro za niewygody. lazienki 3 wspolne!!!! na cale pietro! zagladamy. OK, swiezo po remoncie. otwieramy pokoj i dramat! 3 metry na 2!!!! w smiech. gdzie my popadlismy! jak akademik. a jakas hiszpanska para przed nami wziela na kilka nocy pokoj. a nie ma zwrotow itd! 😉
dobra jedziemy zdac samochod, bo nie ma parkingu pod hotelem.
tylko 2 km od hotelu wypozyczalnia. zajezdzamy jeszcze na tankowianie.
podjezdzamy na beach street do enterprise car rental. zamkniete!!! a gosc mowi, ze mozna zostawic auto i wrzucic kluczyki do box’u. pewnie mozna, tylko, ze parking jest zamkniety. Ula dzwoni do wypozyczalni z pytaniem co proponuja. mozemy ewentualnie zostawic auto pod parkingiem z kluczykami w srodku. zadne rozwiazanie nam sie nie podoba. kolo szuka dalszych wyjsc. w pewnym momencie jakis czlowiek otwiera krate i wchodzi. uciekl nam. ale jesli wszedl, to musi wyjsc 😉
wyjezdza. ufff, udalo sie wprowadzic auto! wychodzimy na ulice, zeby wrocic. jakis kolo leje pod budynkiem, zapach trawy w powietrzu. dobra, wyciagamy z plecaka cenne rzeczy i chowamy do kieszeni. jak walna plecak, to tylko z woda i papierami jakimis.
ale bylo ok. to bylo przed polnoca. miasto lekko wyludniale. restauracje sie zamykaja, zeby otworzyc kluby. co rog jakis bezdomny spi.
nasz hotel byl na granicy downtown i china town, czyli bardzo atrakcyjna miejscowka.
tym razem 6pak malych ginesikow.
poszedlem spac przed 2 ogladajac mtv video music awards.
3 komentarze
marszull
co ty z tym piwem w takim miescie to chociaz trza bylo blanta zajarac (jak nie crack)
Pingback:
Pingback: