podróże,  usa

28 sierpnia 2009

 

Ha, dziś za wiele się nie wydarzyło. Od rana pada, więc darowałem sobie US Open. Domachowska przeszła wczoraj i dziś miała grać o 11:00 z kimś innym. A tak słabo wyglądała na początku meczu.
Kubot z kolei odpadł. Szkoda.

Miałem dwa wyjścia. Pojechać do Miasta do American Muzeum of Natural History (Central Park West at 79th Street) albo do Century 21 na zakupy.
Oczywiście pojechałem na shopping. Porażka. Nic nie ma ciekawego. Kupiłem parę dupereli i się nachodziłem jak głupi.
Pan mnie zgarnął i pojechaliśmy do domu.
Później odbieramy Panią z pracy i jedziemy do Princeton do Tolika. W Princeton mieszka ponoć 20 noblistów. Bardzo ładne akademickie miasteczko.
Jutro jedziemy nad ocean na beach volleyball. Znajoma Państwa odbijać piłkę będzie. Pod warunkiem, że nie będzie tornada.

O rzucaniu palenia nie wspomnę, bo nie ma o czym mówić. Nie palę od 15 minut.
Ok, jakąś wadę muszę mieć, tak?
Ale palę mało, czyli rzucam tak na prawdę poprzez redukcję.

Właśnie poczytałem na onecie, że kolejna edycja “dlaczego oni śpiewają” rusza. Takie “the best of”. Jakby to powiedziała Agnieszka Chylińska “the best of what, kur*a”.
Czy ktoś mnie może informować na bieżąco co słychać w “tańcu z gwiazdami”, “modzie na sukces” i takich tam podobnych?
oczywiscie ja będę na bieżąco was informował o 3 sezonie “Californication” i US Open.
Żarcik taki.
W ogóle nie tęsknie za polską tv. Amerykańska skutecznie mnie odrzuca od gapienia się w telewizor. Kurczę, jak nazywał się ten program, co babka wzięła córkę i starego na wariograf, bo wierzyła, że mąż (drugi) zdradza ją z pasierbicą jego (córka jej). Taki Jerry Springer Show (czy jak się on tam nazywa). Aha, wariograf pokazał, że z córką jej nie zdradza. To się nazywa szczęśliwa rodzina.

Brak komentarzy

Skomentuj marszull Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!