życie

counting down the days

“Time goes by so slowly; I don’t know what to do”
————————————————-
“I just want to be a million miles away from here. I’m counting down the days”
————————————————-

7 dni.
—————————————————
no i odliczam sobie tak dni do wylotu. “Nucę, gwiżdżę sobie” jak śpiewa chyba Dorota Miśkiewicz albo inna polska szansonistka.
tam gdzie codziennie przebywam od 8 do 16 nic się nie dzieje. sprawy powoli są zamykane, coby nie zostawiać za dużo innym. no ale czas jakoś wolno leci. z moich ostatnich sensownych wyliczeń wynika, że jeszcze 2 razy w tym tygodniu muszę jeszcze rano wstać. a do urlopu 4 razy pozostały. niestety pobudka na okęcie też zanosi się na mega koszmarną. nastawiam się na 3:30 ;-(
głęboko wierzę, że wstanę i dotrę na lotnisko o czasie. nie pierwszy to raz, ale postaram się, żeby był ostatni. tak wczesny wylot ma sowje plusy, bo na newark zalatam (zalatuje?) o 12:59 tamtego czasu (18:59 jeszcze mojego czasu. hmmm, zawsze mojego czasu będzie…chyba)).

horoskop na dziś. aha, horoskop bierze się stąd, że codziennie rano czytam memu departamentowi przepowiednie z dziennika “polska the times”.
Ryby (od razu mówię, że mega durne to horoskopy. ostatnio miałem, że podczas urlopu mam uważać na elektrykę!”. no to kurwa pięknie! (sorry za q-wyraz ale sami byście pewnie przeklęli).
Jedziemy z przepowiednią:
“Odnajdziesz wreszcie upragniony spokój. Zmiany, które planujesz, uzupełnią Twoje szczęscie”.
Umarłem ze śmiechu i wyplułem z wrażenia rozmemłanego czekoladowego cukierka.
“Szczęscie łatwym jest” jak śpiewał jakiś koleś 20 parę lat temu.
———————————————————–

6 dni!
Tylko raz trzeba wstać do weekendu i jeszcze tylko 3 do wylotu.
Słuchawki na uszach, komp włączony, blog się pisze się, “ocean cloud” na uszach.
Horoskop na dziś:
Jeżeli się trochę bardziej zorganizujesz, będziesz mógł uporządkować swoje sprawy zawodowe“.
Tylko nie wiem po co?
Muszę zmusić się do zrobienia czegoś przed wylotem ale mam na to jeszcze 4 dni robocze. Czy ktoś mógłby sprawić, żeby mi się chciało tak bardzo, jak mi się nie chce?
Już nawet nie przeszkadza mi co inni robią, to znaczy jak inni wykorzystują sprzęt biurowy w celach prywatnych, bo przecież sam bloguje w trakcie urzędowania.
8:50 hmmm, za wcześnie na pierwszą fajkę.
OK, zakańczam. Zobaczmy co przyniesie dzień.

—————————————————————
5 dni

“Jezu jak się cieszę z tych króciutkich wskrzeszeń (…) znowu mogę myśleć, trochę jakby ściślej, i wymyślać śmiało nowy plan. I pięknie jest, nieskromnie bardzo jest. Kiedy mija, tak jak wszystko, ta euforia kilkudniowa. Wstawać i pracować i mieć nie bardzo mogę, nie bardzo chcę”
Co tu dużo pisać!? Do weekendu muszę wstać ZERO razy! Mógłbym zakończyć ten post już teraz, bo wszystko jasne i każdy mnie rozumie. Ale. Zawsze jest jakieś ale. Parę rzeczy trzeba zrobić. No i na ten przykład byłem już w centrum na pracach zleconych. Koleżanka….
oj, horoskop!!!
“Zniecierpliwione ryby będą się opędzały od kłopotliwych znajomych jak od natrętów. Jedyne wyjście – nie odbierać telefonów i przeczekać. I zafundować sobie dobrą kolację, która ukoi skołatane nerwy”.
Wyjątkowo do bani dziś ta przepowiednia, więc porzucam rozważanie co autor miał na myśli układając te myśli. Poza tym helo!, jakie skołatane nerwy!?

No dobra i ta koleżanka, od paru dni wierci mi dziurę w brzuchu, żebym zrobił zdjęcia naszej placówce w rotundzie. Obkleiliśmy oddział banerami i siatkami z okazji Powstania Warszawskiego. Także o zdjęciach nie ma co pisać. Klik, pstryk i już. Niech teraz agencja je obrabia.
Rano w centrum dawno nie byłem. Ludzi a ludzi. Przepchnąć się trzeba. Wkurza mnie jak ludzie łażą po chodnikach jak święte krowy. Slalom uprawiać trzeba. Po chwili jednak pomyślałem, że za kilka dni, to w centrum Miasta będzie ludzi, a ludzi. Choć jak na razie nic nie przebija tłoku londyńskiego.
W dzisiejszej “Polsce the Times” jest na szczęście, jak co piątek, su-do-ku, więc aerobik dla mózgu już jest na dziś.
Och, zapomniałbym dodać. Oglądałem wczoraj wieczorem turniej tenisowy w Toronto. Nasza Isia kontra Kataryna Bondarenko. Tak, zdecydowanie muszę zrobić baner na US Open saportujący naszą rodzimą rakietę nr 1. Nie wiem tylko co. Musi być krótko. Może “Jesteś beznadziejna!”, “Kończ, wstydu oszczędź”. Hm, za długo.
Już mam “Nadajesz swoją grą nowego znaczenia słowu TRAGEDIA”. Będzie jak ulał.
Myślałem o paszczowym dopingu Isi ale nie chcę ryzykować wydaleniem z Flushing Meadows.
No Isia wygrała 7-5, 6-4. Ale Bondarenko grała gorzej. Cieniunia Isia wali z całej siły w środek kortu. Przeciwniczka nawet się nie musi ruszać. Fakt, miała kilka fajnych uderzeń. Kilka! Jeden drop shot był niezły. Ale mnóstwo uderzeń fatal!
Dobra olać Isię. Dziś będzie grać albo z Masza Szarapową albo z przeciwniczką Maszy z rundy poprzedniej. Ok, sprawdźmy wynik pięknej Mari! (wchodzę na stronę wtatour.com) Wow! Masza ograła Zvonarewą 6-2, 7-6 (3). No nieźle!
Tak z ciekawostki, to Kataryna Bondarenko ograła wcześniej Venus, a wczoraj Serenka pogoniła Alonę Bondarenko. Czyli Bracia Wiliams kontra siostry Bondarenko 1-1.
Co do Braci/Sióstr Williams, to skojarzyłem właśnie fakt z Mistrzostw Świata w Lekkiej Atletyce w Berlinie odbywających się. Atakują biedną afrykańską biegaczkę (chyba medalistkę biegu na 800 m), zarzucając jej niekobiecość, a raczej męskość. Nie będą sprawdzać czy ma “małego Kazia” ale czy w jej kodzie DNA nie ma za dużo pierwiastka męskiego.
A dlaczego nikt Braci Williams nie przebada?
Dobra kończę na dziś bo mam ustawkę na śniadanie.

———————————————————————————————-
1 dzień (a dokładnie 33 godziny. całkiem ładna liczba)

“stoję na balkonie, palę papierosa; warszawa i ja”.
rzucam palenie od środy, więc muszę się wyjarać. nie zabieram też ze sobą papierosów, coby dodatkowo się zmotywować. cena fajek też działa motywująco. ponad 8$ w Mieście i new york state (czyli state of new york, zwanym również empire state, z mottem – exelsiors), ponad 6$ w garden state (czyli state of new jersey, potocznie zwanym new jersey, z mottem – liberty and prosperity) i ponad 4$ w commonwealth of pennsylvania (potocznie: pennsylvania, nickname – Keystone State, Quaker State, Coal State, Oil State, State of Independence, motto – Virtue, Liberty and Independence).
(ooo, używanym językiem w penn state jest m.in. pennsylvania dutch. a to ci ciekawostka)

nie pisałem nic, bo postanowiłem nie pisać w pracy. horoskopu nie pamiętam, czyli był nieistotny. właśnie zakończyliśmy planowanie wypadu do the state of california (the golden state, motto eureka). dwa dni w the city and county of san francisco (m.in. zobaczyć ulice san francisco i alcatraz nieopodal) i dwa dni na okolice (np. sekwoje). bilety kupione, a hotel się szuka. coś na oku już mam ale hotel nie zając. a jak ucieknie, to najwyżej na plaży będziemy spać. ciepło jest.
no właśnie co do pogody, to słabo to widzę. w dniu przylotu 30st C się zapowiadają. w weekend 30 – 32 i burze i deszcze. później już zimno, tylko ok 25 st C.
co do pisania, to niestety post ten się dziś kończy. nie zamierzam pisać w pracy, a po niej, mój laptop jedzie na formatowanie dysku, więc nie będę miał jak.
życzę sobie udanego lotu.
kolega w pracy powiedział, żebym w razie czego pionowo do wody wpadał. hmmm, dobra rada, ale myślę, że to nie będzie miało żadnego znaczenia przy 10 000 metrach.
dziś poczytałem o golden gate moście (długość 2700 m). wysokość nad wodą to ponad 245 stóp (75 m). ulubione miejsce na skoki do wody dla … samobójców. ponoć wlatują z prędkością 138 km/h. czyli z 10 000 metrów to będzie …. hmmm (szybkie przeliczenie) około prędkości światła 😉 żart oczywisty, bo nie umiem tego policzyć. porzucam tą myśl, jako że kompletnie nie zainteresowany skokami do wody jestem z żadnej wysokości.
to cóż, muszę już lecieć.

Brak komentarzy

Skomentuj mdobrogov Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!